W powietrzu unoszą się srebrzyste nitki. W wysuszonej trawie polne konie, grają ostatnie, letnie koncerty. Las z daleka pachnie, wabi złocistą końcówką lata. Idę... Na polanie pierwsze muchomory, lśnią w słońcu, niczym rubiny.
I co? Widok sprzed roku, sprzed dwóch i trzech. Człowiek szedł... W porządku. Ale dlaczego musiał się wyżyć?
Bo było bezbronne.
Zatem znów sięgam po swój tekst sprzed roku. Widać nikogo niczego nie nauczył. Może szwankuje mi dar przekonywania, a może ludzie są po prostu niereformowalni?
MUCHOMOR NIE
ZAWINIŁ
Ptaki, balsamiczny zapach żywicy i co roku ten sam widok. Zryta
ściółka, złamana nóżka i kapelusz pół metra dalej. To wcale nie dzik, ale
sfrustrowany grzybiarz, który znowu nie znalazł jadalnego grzyba.
Lato już na półmetku. Część z nas
ma za sobą zarówno wakacyjne wojaże w odległe części świata, jak i swojski pobyt
na wsi u rodziny. Nim się obejrzymy, barwy jesieni, zastąpią upały, a wraz z tą
zmianą, wielu z nas popędzi na grzyby. Warto już dziś, zastanowić się nad tym, co
robić, by człowiek pozostał syty, a przyroda cała.
Prawie sportowe emocje płynące z
grzybobrania i najwspanialsze okazy dopiero przed nami. Później będzie suszenie,
wypełniające dom aromatycznym zapachem, marynowanie i duszenie na wszelkie znane
w rodzinach sposoby. A gdy już rozpoczniemy siekanie grzybów do świątecznej
kapusty, nawet nie wspomnimy biedaków, które po drodze potraktowaliśmy z buta. Bo
krajobraz jesienny jest tego dowodem, że nadal niektórzy nie potrafią przejść
spokojnie koło tych tworów natury, które nie ucieszą podniebienia. Wytężając
oczy w poszukiwaniu podgrzybka, koźlarka, czy króla garnka – borowika, zdarza
się nam stratować umyślnie, acz niepotrzebnie innego króla – dostojnego
muchomora. Właśnie ten królewski, czerwony, czy plamisty, są bez wątpienia
prawdziwą ozdobą leśnego runa. O ich skutkach dla naszego zdrowia wie każdy,
ale też każdy zdaje sobie sprawę z tego, że nie trują na odległość. Już ich
jaskrawa barwa jest sygnałem ostrzegawczym: „omijaj, nie zjadaj”. Stosujmy się zatem do oczywistych znaków
natury i dajmy im żyć tam, gdzie wyrosły. To samo tyczy się tych bardziej
niepozornych muchomorów takich, jak: jadowity, czy sromotnikowy. A jak mamy
wątpliwości, czy dany okaz na polanie, nie zaprowadzi nas czasem do szpitala,
nie zrywajmy, i nie dywagujmy później z sąsiadką: Da się zjeść, czy nie da? Nie
warto. Jeśli zaś trafi nam się dzień bez wielu sukcesów zbierackich, omińmy
spokojnie gromadki tzw.: „psiaków”. Nie ich wina, że jakiś grzybiarz był tu
wcześniej i skosił nam podgrzybki.
A nie ładniej tak było?...
Ach zgadzam się, czemu winny jest biedny muchomor.. ale niektórzy nie potrafią zadać sobie choć tyle trudu, żeby to uszanować.. Bardzo podoba mi się przesłanie bloga :) naprawdę świetny pomysł!
OdpowiedzUsuńDziękuję za pierwsze odwiedziny :-D. Pozdrawiam serdecznie! :-)
OdpowiedzUsuńTo o czym piszesz zawsze doprowadzało mnie do stanu wrzenia ...
OdpowiedzUsuńTakie traktowanie " nie przydatnego" ... :(
Może można to jakoś analizować - że strach pradawny przed zatruciem, każe eliminować groźne grzyby. Ale wiadomo od wieków, że muchomora nie jemy tak, jak ziemi nie jemy i kamieni ;-) Indeks roślin trujących, też jest przekazywany z pokolenia na pokolenie, bez nakazu: zniszcz wszystko, czego do gęby nie włożysz.
OdpowiedzUsuńTu chyba działa zasada: chłop żywemu nie przepuści.
Myślę , że pradawny jest raczej szacunek dla przyrody i otaczającego świata ...
OdpowiedzUsuń