piątek, 26 grudnia 2014

Legionowo - miasto znikającej zieleni. Część 2.


Pogarda dla przyrody, zadufanie i urzędnicza głupota, mogą zgotować drzewom bezsensowną rzeź. 
Człowiek staje przed sądem za okaleczanie innego człowieka i od niedawna w naszym kraju - za znęcanie się nad zwierzętami. Wierzę, że zwiększająca się ilość chorób układu oddechowego także u dzieci i liczne alergie, zmuszą nas niebawem do weryfikacji poglądów na temat roli zieleni w mieście. Że przed sądem będą stawać także ci, którzy okaleczają drzewa.  

W marcu 2013 r. stałam się świadkiem czegoś, co poruszyłoby każdego miłośnika zieleni.
Przez trzy koszmarne dni, ryk pił za pieniądze podatników, rozrywał ciszę tego cichego na co dzień osiedla.
Niemal każde drzewo ścięto w połowie. Oszczędzono tylko wielkie świerki, choć też nie do końca.

Interweniowałam, ale tutejsza ADM, to klasyczne państwo w państwie. Szkoda słów.
Po rzezi napisałam tekst do lokalnego tygodnika, który niemal w całości zamieszczam poniżej:


- Ależ nikt tym drzewom krzywdy nie robi! – powtórzyła podniesionym tonem pani kierowniczka ADM – One odrosną.
No, cóż, może wygląd mam młody, ale za dziecko, które uwierzy w bajkę o tym, że ścięcie konarów przy rdzeniu korony, pozwoli drzewu wypuścić nową koronę, o podobnej powierzchni zielonej, nie należy mnie brać. W podobny stek bzdur, nie jestem w stanie uwierzyć, z prostej przyczyny: z ogrodnictwem życie połączyło mnie zawodowo.   
Już na wstępie, kiedy przedstawiałam się pani kierowniczce i chciałam wyjaśnić, w której klatce mieszkam, usłyszałam sarkastyczne:
- A, ekolog.
I zaraz się przekonałam, że ta pani, choć mnie nie zna, nie wiedzieć czemu, nie widzi we mnie partnera do dyskusji. Moje argumenty ginęły zakrzykiwane, aż musiałam zwrócić uwagę na formę tej wymiany światopoglądów. Fakt, że osiedle akustyczne i o ciasnej zabudowie, zdawał się nie mieć żadnego znaczenia. Na moje uwagi, że przecież znam osiedla z Norwegii, czy innych części Europy, przetykane zielenią o naturalnym pokroju, usłyszałam butne, lecz prawdziwe:
- Ale to jest Polska, a nie Europa!
I już zostałam sprowadzona na ziemię, już wiedziałam, nie tylko z kim mam do czynienia, ale też rozwiały się moje wątpliwości, w jakiej części świata żyję. Że żadna UE nam tu nie pomoże, żadne wsparcia, dotacje i edukacja. Szkoda czasu, szkoda energii. Jedyna biblioteka w tej okolicy została uznana za nikomu niepotrzebny przeżytek, a drzewa trzeba tylko ciąć, bo jak się na blok przewrócą, to kto poniesie odpowiedzialność?
Sęk w tym, że nie tylko roślinność przy budynkach, została zniszczona, ale także te, rosnące przy dzikiej łączce. Soki już puściły i ciekły tak, że miałam problem, by wejść pod kikuty i udokumentować ten sankcjonowany wandalizm. Mnie też coś ciekło - były to łzy złości, gdy patrzyłam na pąki, którym nie dane było się rozwinąć. 




Przeszło 190 cm. Praktycznie zabrakło mi miarki...





Ledwo stopniały góry śniegu, którego nie miał kto sprzątać. Wszak czynność to zbyt kosztowna! Ale na nierówną walkę z zielenią, bo przecież drzewa się nie obronią, a ludzie w swym egoizmie i bierności, nigdy nie przyjdą im z pomocą, fundusze znajdą się zawsze. I ciekawa jestem, czyj kominek zasilą krzepiącym ogniem te tony gałęzi? Nie wiem też, co mnie samą pokrzepi, gdy co dzień będę się zmagać z widokiem tych kikutów, przypominających proce i widelce? Bo wielometrowy wał gałęzi, wysokości przynajmniej 150 cm, ułożony na trawniku, zniknie pewnie jutro, ale wołające o pomstę do nieba, konające drzewa, postoją jeszcze do kolejnej zimy. 



I komu przeszkadzały, dolne gałęzie sosen? Czy będą przejeżdżały pod nimi ciężarówki? Same gałęzie były wyższe od człowieka, który ciągnął je po ziemi. A ja miałam ochotę krzyknąć: „Tyś sadził, że teraz niszczysz?” Ale odpowiedziałoby mi pewnie tylko echo: to jest Polska, a nie Europa…  







Redakcja drążyła bulwersujący temat. Od Kierownik Referatu Marketingu Urzędu Miasta, usłyszeliśmy oderwane od rzeczywistości, a może po prostu cyniczne, że „odbyła się przycinka suchych gałęzi". ;-)))




Odpowiedziałam nie tylko jako dziennikarka, co lokatorka, z której robi się bałwana:

 W nawiązaniu do odpowiedzi p. Anny Szczepłek, Kierownik Referatu Marketingu Urzędu Miasta, dotyczącej rzekomego „przycinania suchych gałęzi” drzew na Osiedlu Młodych, pragnę wyjaśnić, że tylko w jednym przypadku, zostały rzeczywiście usunięte martwe gałęzie. Pozostałe drzewa bezmyślnie ogłowiono, to znaczy – pozbawiono je niemal całej masy żywej korony – co w praktyce daje takiemu drzewu znikome szanse przeżycia. Trudno też pojąć fakt, że swoje korony potraciły zwłaszcza drzewa, rosnące przy tzw.: ślepych ścianach. Komu tam zagrażały i co zasłaniały?  Tym większą zagadką jest ścięcie wszystkiego w połowie, łącznie z modrzewiem o średnicy pnia 16 cm, na terenie, gdzie nie ma żadnego budynku, parkingu, czy placu zabaw.    



Każdy, kto choć raz był na Osiedlu Młodych, wie jak są usytuowane bloki i gdzie drzewa ewentualnie mogłyby wchodzić w kolizję z siecią energetyczną, lub terenem aktywnie użytkowanym przez mieszkańców. Niepoważne też jest tłumaczenie, że gałęzie ograniczały widoczność znaków drogowych. Gdzie: w alejkach dla pieszych, czy na trawnikach? 
W większości miejsc, w których zniszczono wieloletnie nasadzenia, drzewa nikomu nie przeszkadzały, były za to siedliskiem ptaków i ozdobą, nadającą indywidualny charakter temu osiedlu.
Dlatego wyjaśnienie p. Anny Szczepłek, jest nieadekwatne do rzeczywistego stanu rzeczy. 
Nie traktuję również poważnie tłumaczenia, że drzewo może zawalić się na blok i go uszkodzić. Ile w ciągu roku mamy w Polsce takich przypadków? Prawidłowo pielęgnowane drzewo, a więc takie, któremu nie podniesiono nadmiernie korony (czyli nie usunięto zbyt wielu dolnych gałęzi), jest stabilne i nie zagraża zabudowaniom. Zresztą, na O.M. budynki są usytuowane ciasno, nie stoją w szczerym polu, żeby zmiótł je byle wiatr, wraz z pobliskimi nasadzeniami. Pod tym samym pretekstem, w ramach profilaktyki, proponuję zlikwidować samochody – unikniemy wypadków drogowych i emisji toksycznych związków chemicznych do atmosfery. 


Ileż energii i pieniędzy człowiek poświęca na walkę z drzewami!







Drastyczny ciąg dalszy - niestety nastąpi... 

środa, 10 grudnia 2014

Pięknie, bo bezludnie...


Zanim będę kontynuowała morderczy temat - czyli smutną opowieść o masakrze na drzewach w Legionowie - wrzucam coś jednoznacznie ładnego. Zresztą, przyroda w ogóle jest najładniejsza wtedy, gdy człowieka w niej najmniej ;-)



Wczorajsze wieczorne, bardzo gęste mgły, spowijały większość miejsc w Polsce do rana, skutkiem czego przez cały dzisiejszy dzień, każdą roślinę i przedmiot pokrywała warstwa bieli. Rzadko zdarza się tak, by szadź utrzymywała się przez całą dobę. Dziś wczesnym wieczorem, wyskoczyłam na chwilę pod las z aparatem. Krajobraz jak z gry komputerowej o baśniowej krainie. W pewnym momencie wszystko wokół zaczęło cichutko skwierczeć - ot, tak jakby jednocześnie coś się smażyło i pękało... Igiełki mrozu jeszcze po powrocie do domu, czułam na zaczerwienionych policzkach.

Szadź to połączenie przechłodzonej mgły z powierzchnią stałą. Nim krople zamarzną, zdążą rozpłynąć się częściowo i utworzyć biały nalot.




Szadź twarda tym różni się od szronu (sama czasem mylę obie formy;-), że tworzy zwartą bryłę pozlepianych kryształków lodu. Igiełki w swojej strukturze, zawiera rzadko i jest ich niewiele.






Szron natomiast składa się z igiełek, które mogą być rozgałęzione, ale nie tworzą litej bryły.
Poniżej forma pośrednia pomiędzy szadzią twardą a szronem:



Prawda, że dużo ładniej jest bez człowieka? ;-)  


Zainteresowanych zapraszam na drugiego bloga, gdzie piszę o książce, którą wydałam:
simran2pl.blogspot.com






sobota, 6 grudnia 2014

Legionowo - miasto znikającej zieleni. Część 1.


Do Legionowa sprowadziłam się latem 2011 r. Zafundowałam sobie skok na głęboką wodę. Wybrałam miasto, w którym nie byłam nigdy wcześniej, o którym nic nie wiedziałam, z wyjątkiem tego, że istnieje i jest stosunkowo blisko Warszawy. A więc już dwie informacje. Zawsze coś ;-)
Na dzień dobry urzekło mnie trzema rzeczami: czystością, w porównaniu ze stolicą, różnorodną zabudową i dużą ilością zieleni - w tym drzew iglastych. Przemęczona życiem w centrum Warszawy, przez kolejny rok odpoczywałam i utrwalałam w sobie świeże nawyki.
XIX - wieczne kamienice, wyglądają ładnie na obrazku. Na nowe osiedla, tzw. blokowiska narzekają ci, którzy nie wiedzą, czym było przedwojenne podwórko typu "studnia". Ja nie miałam więc powodu do narzekania. Bloki oddzielone pasami zieleni, drzewa wokół, trawniki noszące gdzieniegdzie ślady dawnych ogródków, założonych przez lokatorów nie dotkniętych alergią na wieś. Zachwycałam się jedynym warzywno - kwiatowym ogródkiem przy sąsiedniej klatce - nie tylko dekoracyjnym, także ale bardzo pożytecznym.



Poległ w ubiegłym roku niestety, przy okazji remontu elewacji. Zniechęcony właściciel nie zakładał od nowa upraw...
Smutna, acz naturalna kolej rzeczy. Ale to całkiem inny wątek.

W swojej naiwności i wierze w moc ludzkiego rozumu, nie przewidziałam, że choć większych inwestycji na obrzeżach Legionowa póki co brak, drzewa oraz krzewy idą pod ostrze piły z bezwzględnością, którą w stolicy wymusza tylko rozwój infrastruktury.
Pierwszy zimny prysznic, miałam w sierpniu 2012 r. Pewnego dnia, zupełnie bez powodu okaleczono piękne drzewa, które nikomu nie zagrażały, nic nie zacieniały, nie wchodziły w kolizję ni z budynkiem, ni z człowiekiem.




I nagle się okazało, że znowu muszę interweniować, znów choć tak daleko od centrum, nie mogę cieszyć oczu i płuc korzyściami płynącymi z zieleni.
Zareagowałam tekstem do lokalnego tygodnika, który niemal w całości, zamieszczam poniżej:

RŻNIĘTE W PIEŃ

Umęczona zwałami betonu, zwiększającą się z miesiąca na miesiąc ilością lokali rozrywkowych i znikającą w oczach z każdego podwórka zielenią, spodziewałam się na obrzeżach Legionowa, tak daleko od hałaśliwych, komercyjnych metropolii, odzyskać spokój ducha i cieszyć wzrok, czymś więcej niż tylko koszonym do gołej ziemi trawnikiem. Uznałam, że dla tego wszystkiego, upodobniającego to osiedle do tych, jakie znałam z Norwegii, czy Holandii, a więc wybiegającego poza nasze polskie, pseudo – estetyczne ramy, warto cierpieć półtoragodzinny dojazd do pracy.
Nic bardziej mylącego. Bo również na tak odległych peryferiach, gdzie biurowce i apartamentowce już na szczęście nie powstają, więc trudno znaleźć jakieś logiczne uzasadnienie podobnej polityki, w ciągu minionego roku, (a sezon konserwacji zieleni trwa na O.M. niemal ciągle), poszły pod piłę całe, nikomu nie przeszkadzające konary, kule ligustru, czy zdrowe lilaki (bzy). 




A więc i tu władze samorządowe zapomniały, jaką rolę odgrywa zieleń w strukturze osiedla, zwłaszcza tak specyficznego, gdzie bloki usytuowane są bardzo blisko, a związana z taką zabudową akustyka pozwala mimowolnie, uczestniczyć w życiu sąsiadów. Ot, chociażby dlatego, drzewa powinny być tu pod specjalną, zdroworozsądkową ochroną i powinno być ich jak najwięcej. Tymczasem, to ponoć lokatorzy domagają się efekciarskiej rąbanki, o czym poinformowano mnie w ADM.
Szczytem bezmyślnego wandalizmu, było wycięcie wszystkich dolnych gałęzi, na wysokość grubo przeszło metra, w kilku sosnach Schwerina, uznanych za najbardziej dekoracyjny gatunek i dorastających zaledwie do 3 metrów. Rosły w głębi, przy placyku zabaw dla dzieci i patrząc po ich pierwotnym pokroju, nikomu do tej pory nie przeszkadzały. Dopiero to okaleczenie, odsłoniło za nimi porwaną, powyginaną siatkę, odgradzającą dziką łąkę, będącą jednocześnie małym wysypiskiem i terenem nasiadówek panów od butelki, z istnienia której wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. No, ale teraz, pokazano mi już osiedlowe skarby – jest się czym chwalić!


Pan z ADM na moje krytyczne uwagi, bezradnie rozłożył ręce i odparł, że nie wie, kto podjął taką decyzję. Nie potrafił też, zagwarantować mi, że pojawią się jakieś nowe nasadzenia. Ostatecznie stwierdził, że on by w ogóle usunął wszystkie żywopłoty i zostawił same trawniki, gdyż tak będzie ładniej. O gustach niby się nie dyskutuje, ale na trawnikach już mi rano nie zaśpiewają ptaki. I znowu będę miała poczucie, że jestem w centrum Warszawy, w zwykłym bezdusznym blokowisku. Tylko do pracy mam znacznie dalej.  

To dopiero prolog do rzezi, jaką zgotowano drzewom w marcu 2013 r.               





Drastyczny ciąg dalszy - dopiero nastąpi...