niedziela, 24 kwietnia 2016

Drzewa a la słupy, czyli powtórka rzezi przy ul. Słowackiego. Legionowo - miasto znikającej zieleni. Część 7.


Drzewa na ulicy Słowackiego, zostały zniszczone już 2 lata temu, o czym tutaj pisałam. Ale to przecież żadna przeszkoda, żeby zrobić poprawkę. Trochę soków jeszcze płynie w okaleczonych pniach. I gdzieniegdzie śmiał się ostać jakiś konar! No to, co robimy? Ryp go piłą. A tak, żeby było symetrycznie i nic nie odstawało na boki...
Jeśli ktoś z mieszkańców tego osiedla łudził się, że depresyjny widok za oknem z biegiem lat utraci apokaliptyczny charakter, był niedoceniającym legionowskich realiów optymistą. Jak widać, już nie tylko ogórek musi być prosty! Drzewo... także.
Brak słów na taki wandalizm.





Ktoś znowu potrzebował drewna?
  

środa, 13 kwietnia 2016

Hipokryzja - cecha wyłącznie ludzka. Dlaczego nie zasłużyłam na kota?


Winę za wszystko ponosi... moje sumienie. Zła kobieta ze mnie. Nie chcę myśleć tak jak reszta. Pragnęłam tylko zrobić tzw.: dobry uczynek. Ale nie pozwolono mi! I nie liczy się w tej przepychance fakt, że mam do zaoferowania naprawdę dużo. Walutą w temacie ani nie jest moje serce, ani doświadczenie, ani metraż. A przecież 10 - 15 lat temu, brałyśmy z działek bezdomne koty i zapewniałyśmy im opiekę pod własnym dachem. Miejscowi karmiciele byli nam wdzięczni, ale najbardziej wdzięczne były same koty. Działo się to w czasach, gdy opiekę nad wolno żyjącymi czworonogami, sprawowali samorodni miłośnicy, "wolni strzelcy", kiedy nie było jeszcze monopolu organizacji pro - zwierzęcych. Gdy można było wziąć zwierza żyjącego pod chmurką i dać mu na kilkanaście lat dobry dom, bez lęku, że ktoś będzie ingerował w sposób opieki, że ktoś w ogóle będzie cię zdalnie oceniał i jak władca absolutny wydawał werdykt - zasłużyłaś/eś na zwierzę, czy nie?
Owszem, nasłuchałam się opowieści o tym, że tzw.: "adopcja kota" jest niemal tak samo trudna jak adopcja dziecka; nasłuchałam się o kontrolach i o odbieraniu zwierząt tym, którzy np.: nie chcieli wykastrować swoich podopiecznych. Ale postanowiłam przekonać się o powyższym sama, tym bardziej, że moje stado w ostatnich latach przerzedziło się i dojrzałam do jego uzupełnienia.
       Zaczęłam od przejrzenia internetowych stron w stylu: Oddam kota. Wiele się zmieniło od czasu, w którym wzięłam Dywkę.


Wtedy dużo prywatnych osób redukowało w ten sposób nadmiar własnych kociąt. Dziś takie ogłoszenia to wyjątki, a zamieszczone rano, już wieczorem są nieaktualne. Kocięta z prywatnych domów, rozchodzą się jak przysłowiowe gorące bułeczki. Czemu? Bo jest ich coraz mniej. Sterylizacja wszystkich zwierząt, nawet tych niewychodzących - robi swoje. Do tego, w świecie, w którym jednostka ludzka cieszy się coraz mniejszą swobodą i poczuciem prywatności, chcemy móc stanowić w pełni indywidualnie o swoim psie, czy kocie.
Za to na każdym portalu ogłoszeniowym, mamy niezliczoną ilość ofert lansowanych przez fundacje pro - zwierzęce. Do wyboru, do koloru. Ładne zdjęcia, długie życiorysy, nic tylko brać i tulić te biedactwa. Jest wszak jeden warunek - podpisanie umowy adopcyjnej.
Moje serce poruszyła 7 - miesięczna koteczka. Drobna, biała istota, dopiero wkraczająca w życie wśród tfu - tfu... ludzi. Gdyby błąkała się po moim osiedlu, wzięłabym ją zaraz. Ale ktoś mnie ubiegł i trafiła do jednej z fundacji. Teoretycznie mogę ją wziąć, ale pod warunkiem, że ją wysterylizuję, co dla mnie jest równoznaczne z przedmiotowym traktowaniem zwierzęcia i jego okaleczeniem.
Tajemnicą poliszynela jest sterylizacyjny biznes - cenniki z gabinetów weterynarzy, podam w następnym poście. I gwarantuję, że będzie to najmniej bulwersujący akapit kolejnego wpisu w tym temacie.

Tymczasem kto ma siłę, niechaj przeczyta poniższą korespondencję, która degraduje mnie jako opiekuna kota...


Witam,
dlaczego nie mogę podarować kotu domu na najbliższych 15 - 20 lat bez warunku sterylizacji?
Pozdrawiam,
Katarzyna

Szanowna Pani długo można by pisać dlaczego zabieg jest konieczny. Kotka nie dożyje podanego przez Panią wieku nie poddana sterylizacji. 
Podsyłam też linki do artykułów aby mogła Pani sobie poczytać.
https://www.zwierzakowo.pl/portal/kastracja-i-sterylizacja-kotow/
http://www.koty.pl/porady/art249,dlaczego-sterylizacja-kotow-jest-tak-wazna.html
Pozdrawiamy,

Szanowna Pani,
Mam prawie (…) lat, koty(kocice) w moim domu były od urodzenia. Żyły bez sterylizacji 19 i pół roku, 18 lat, 17, 15, 14, kocur kastrat 11. 
Więc proszę mnie nie pouczać. Ja tylko ze względu na duże mieszkanie, dom od zawsze nie wychodzący i puste w stadku miejsce po kocurze, rozważam zakup kota, albo pomoc takiemu po przejściach. 
Więc tylko od Państwa zależy, czy chodzi o autentyczną pomoc zwierzęciu, które będzie miało u mnie jak w kocim raju, czy o przepisy i zmuszanie do rzeczy niezgodnych z sumieniem kogoś, kto bierze na siebie obowiązek i koszty na rzeczonych kilkanaście lat.
Z poważaniem,
Katarzyna

Szanowna Pani ponieważ mamy wybór, wybieramy nie oddawać pod opiekę kotów ludziom, którzy nie rozumieją zagrożenia. Pozdrawiamy serdecznie i życzymy miłego dnia.

Szanowna Pani, jakie zagrożenie???! 
Chyba, że zagrożeniem jest po prostu to, że ośmieliłam się mieć inne zdanie... 
Powołałam się na odpowiedzialny wiek, dobre warunki mieszkaniowe i doświadczenie w opiece nad kotami. 
Nigdy żaden kot u mnie nie cierpiał, co mogą poświadczyć znajomi i sąsiedzi.
Szkoda, że to dla Pani nic nie znaczy. Chodzi więc nie o dobro kota, a o Państwa ustalenia. 
Trudno, nie pcham się tam, gdzie za inne zdanie jestem dyskwalifikowana.
Także życzę miłego dnia.

Szanowna Pani to nie światopogląd to statystyki weterynaryjne i lata doświadczenia. Nie wiem też dlaczego zakłada Pani, że rozmawia z osobą młodszą od siebie. 
Mam szczerą nadzieję, że chociaż poczyta Pani o zagrożeniach braku sterylizacji, a także zagrożeniach z wieloletniego stosowania antykoncepcji hormonalnej u kotów, jakie są jej skutki, do czego mogą prowadzić. Niestety doświadczenie niejednokrotnie pokazało, że ludzie mądrzeją dopiero jak kot zachoruje. Jeśli żadnemu z Pani kotów nic nie dolega to ma Pani ogromne szczęście a właściwie Pani koty. Nie wątpię, że kocha Pani swoje koty, ale miłość powinna być odpowiedzialna. Żadna organizacja pro- zwierzęca nie powierzy Pani pod opieką kota- bowiem sterylizacja to warunek konieczny i to nie jest fanaberia tylko realna troska o zwierzę.
Zachęcam jeszcze raz do pogłębienia wiedzy w tym zakresie.

  • Szanowna Pani,
    Na zakończenie chciałam tylko powiedzieć, że jest mi zwyczajnie, po ludzku przykro w zetknięciu z tak nieprzejednaną postawą wobec gorącego miłośnika zwierząt. Moja miłość jest jak najbardziej odpowiedzialna, bo nawet te stare i niepełnosprawne, nawet kłopotliwe - miały i mają u mnie swoje dożywocie. A, że sterylizację u domowych, niewychodzących kotów uważam za okaleczenie i tu moje sumienie się buntuje, zostałam zaklasyfikowana jako osoba nieodpowiedzialna.
    Artykuły promujące sterylizację czytałam. Nie przekonują mnie, bowiem sterylizowane koty moich znajomych też chorują, też przedwcześnie umierają. Cierpią na coraz więcej chorób cywilizacyjnych, podobnie jak ludzie. Wystarczy sięgnąć po ikoniczną książkę z lat'70. XX wieku Aleksandry Konarskiej - Szubskiej, pt.: "Koty". Tam jest mowa o 20. latach, do których swobodnie powinien dotrwać kot (nie było wtedy jeszcze sterylizacyjnej mody). Współczesne publikacje na w.w. temat piszą zazwyczaj o 12 - 15 latach. To dlatego założyłam, że jest Pani młodsza niż ja.
    Nie będę więcej prosić organizacji pro - zwierzęcych o kota. Z pewnością podobne postawy przysparzają klientów hodowlom.
    A takiej troski o zwierzę, jaką przejawiam ja, życzę każdemu człowiekowi...

Nie mam żalu do tej organizacji. W świecie, w którym jest tyle manipulacji, propagandy, zmian obyczajowych, chęci zysku na wszystkim i wspomnianej w tytule hipokryzji, można się tylko głęboko smucić. My, ludzie, powariowaliśmy instytucjonalizując każdą dziedzinę życia. Czy dzięki temu, funkcjonuje się nam łatwiej?


Na fotografiach, kolejno od góry: Padlinka, Ość, Tuman; Recydywa; Hołota.