wtorek, 29 marca 2016

DZIECKU ODMÓWISZ? Tak, jeśli chcę by było zdrowsze!


Od czasu do czasu pojawiają się szkodliwe i po prostu idiotyczne kampanie reklamowe różnych produktów. Media wszystko uniosą, niczym dawny papier, a dzieci i ryby, jak wiadomo w naszej kulturze – „głosu nie mają”. Dlatego od lat karpie muszą posiadać swojego rzecznika w okresie przedświątecznym, który wykrzyczy za nie argumenty o bezsensownym cierpieniu. Wbrew pozorom gorzej jest z dziećmi. Czemu? Bo to największa grupa  konsumencka tzw.: „śmieciowej żywności”. Owszem, coś się robi, by jak najmniej tego paskudztwa zapełniało szkolne sklepiki, ale to wciąż maleńka kropla w zalewie przesłodzonych i naszpikowanych truciznami pseudo spożywczych ścieków. Zajrzyjmy więc do sklepowych koszyków małoletnich klientów, wsłuchajmy się w ich prośby o 2 złote na batonik, lub sztucznie zabarwiony napój gazowany… I jeśli ktoś z nas ma więcej przysłowiowego oleju w głowie, czyli zdaje sobie sprawę ze szkodliwości powyższych (a takich osób na szczęście jest coraz więcej), niech wie, że do niego odnosi się hasło kampanii wafelków „Grześki”. „DZIECKU ODMÓWISZ?” z jego potępiającą wymową (bo przecież jak można odmówić czegokolwiek naszej najdroższej pociesze?!), apeluje do serc tych rodziców, którzy kierują się rozsądkiem i myślą perspektywicznie o zdrowiu swoich potomków. 


Dawno już nie słyszałam podobnej głupoty – mniej więcej od czasu liceum i przełomu studiów. Wtedy to właśnie, pojawiła się w telewizji polskiej kampania reklamowa pewnych cukierków. Reklama zaczynała się mniej więcej od takich słów: „ Jeśli najbardziej kochasz swoje dziecko…”. Konkluzja? Musisz kupić mu słodycze określonej firmy, w przeciwnym razie nie kochasz, lub kochasz nie dość mocno. Tylko z pomocą cukierków, udowodnisz siłę swoich uczuć. Bez względu na to, czy skład słodkości jest szkodliwy dla zdrowia, czy neutralny. Liczy się target.!  
Te same środki stylistyczne, zostały użyte w reklamie produktu Goplany. Bezczelna manipulacja naszymi emocjami i tradycyjne już dzisiaj przewartościowanie tego, co uniwersalnie dobre z tym, co szkodliwe.
Czego nie powinniśmy według producenta odmawiać naszym maluchom? Przeczytajcie sobie poniższy skład:


Ja podkreślę tylko totalnie niepotrzebny dodatek E476, składnik mający na celu „poprawę konsystencji słodyczy na bazie czekolady”. Nie będę wchodziła w szczegóły chemiczne – czym jest i jak się to otrzymuje; zainteresowani znajdą stosowne opisy w Internecie. Jedno jest pewne: kiedyś czekolada była poprawnie smaczna i bez „E”. Co jeszcze? E476 używane jest w produkcji czekolad i wyrobów czekoladowych tańszych marek. Jak macie cierpliwość, przejrzyjcie asortyment na marketowych półkach, a się przekonacie.  
Węglan amonu, czyli E503 (związek syntetyczny), choć powszechnie uważany za nieszkodliwy w małych dawkach, może wywołać alergiczną wysypkę. Ciekawostki? Wykorzystywany jest także m.in.: przy produkcji płynów do trwałej ondulacji, środków gaśniczych i w przemyśle farbiarskim. Prawda, że wafelek mógłby spokojnie obejść się bez tego chemicznego bonusu?

I oczywiście sacharoza do potęgi! Moja recenzja jest bezlitosna (bo przecież musiałam to niestety zjeść przed napisaniem posta) - z wyjątkiem cukru, trudno dopatrzyć się innego smaku w omawianym produkcie. Owszem, wafelek trzeszczy w zębach i czekolada rozpływa się w palcach, ale dominuje masakrująca podniebienie słodycz. W przeciwieństwie do innych rodzajów „Grześków”, ten jest… trudny do przełknięcia.

Ponieważ próchnica zębów u polskich 6 – latków przekroczyła 85%, a wśród 18 – latków, aż 95% i skoro stale przybywa nowych zachorowań na cukrzycę u nieletnich, na pytanie Goplany: „DZIECKU ODMÓWISZ?”, odpowiem: „TAK, OCZYWIŚCIE!”.     

wtorek, 15 marca 2016

Choinki, bazie, bukszpan i inne ofiary naszej tradycji...


Zdawać by się mogło, że o tej porze roku taki temat to anachronizm. Bo przecież niemal wszyscy myślą już o kolejnych, tym razem wielkanocnych świętach. Wedle obyczaju, będziemy dla odmiany pastwić się nad wierzbami, aby nasz stół ozdobiły wazony bazi - kotków (pod lasem już widziałam okaleczone drzewa, które tylko na czubku miały niepołamane gałęzie - wiadomo, tam gdzie ręka ludzka nie sięgnęła); będziemy bezlitośni względem osiedlowych forsycji oraz krzewów bukszpanu w ogródkach i na działkach naszych sąsiadów... Znowu przyrodę czeka ciężki okres przegranej walki z człowiekiem...
Tymczasem wróćmy do cmentarzysk choinek, które jeszcze w ubiegłym tygodniu spotykałam przy różnych altanach śmietnikowych. W tym roku mówiło się więcej niż w latach poprzednich o pożytecznym dla środowiska recyklingu, ale w praktyce niewielu z nas przeznaczyło choinki na karmę dla zwierząt z ogrodów zoologicznych, czy przekazało do kompostowni. Niestety, wszystko co wiąże się z dodatkowym wysiłkiem (dotyczy to m.in.: segregowania odpadów) nie zachęca statystycznego człowieka do działania. Trudno to zmienić, dlatego uważam, że dla dobra Ziemi, czyli nas wszystkich, wszelkie takie inicjatywy powinny zostać przejęte przez władze miast. Mało kto chce i nie każdy może wieźć we własnym zakresie choinkę do elektrociepłowni, czy zoo. Wszak altana śmietnikowa jest bliżej.
Ale bez wątpienia każdy może zastanowić się, czy musi mieć w wazonie pęk bukszpanu, czy nie wystarczy mu symboliczna gałązka do święconki i krzepiące poczucie, że nie zniszczył rosnącego wiele lat krzewu. Może też w przyszłym roku kupić choinkę sztuczną, która okaże się oszczędną - także dla domowego portfela - inwestycją na długie lata. Asortyment takich drzewek jest teraz bardzo szeroki, a niektóre wyglądają ogromnie naturalnie. Na szczęście w tych sprawach, każdy z nas może dokonać wyboru.


Powyższe zdjęcie zrobiłam około święta Trzech Króli. Jak wiadomo, w naszej tradycji, to pierwszy spośród trzech terminów, w których pozbywamy się z domu ozdobnego drzewka. Ale w momencie, gdy jest jeszcze świeże i zielone, nie rozumiem takiego gestu. W końcu rosło wiele lat...

piątek, 4 marca 2016

Krótki żywot zdrowych batoników. Nickal, Vilvi.


Uff, nareszcie! Nie tylko jadalne, ale też smaczne. Niby nic w tym nadzwyczajnego, lecz kiedy jeszcze doda się fakt, że opisywany artykuł jest autentycznie nieszkodliwy, a nawet zdrowy, odkrywamy spożywczego Świętego Graala!
W zalewie paskudztwa, które serwuje nam każdy sklep spożywczy i jeszcze okrutnie lansuje tę truciznę tuż przy kasie, co by klient w ostatniej chwili skusił się na batonik, choć w założeniu słodki to napchany nie wiem po co kwaskiem cytrynowym, albo zasilony niejadalnym „E” -  produkt niewinny jak Dziewica Orleańska, czyli batonik z twarożku, postawił moje i tak spore oczy na przysłowiowych słupkach.
Późną jesienią minionego roku w sieci supermarketów Carrefour, odkryłam 2 rodzaje czegoś, co zelektryzowało moje podniebienie. Coś, jak sernik na zimno oblany gorzką czekoladą – jeden z makiem (Vilivi), drugi bez (Nickal).






Delicja! – co skonstatowałam wraz z koleżanką. A do tego normalne ceny 1,69, 1,99. No i jeszcze zawartość autentycznie sycąca. W przypadku Vilvi na uwagę zasługuje też opakowanie: dopracowane i oryginalne na dzisiejszym przejaskrawionym rynku. Takie i domowe z tą kratką i ciut vintage – po prostu ciepłe w odbiorze.


Nickal miał jeszcze wersje owocowe, ale ja wybrałam waniliowy i jego mogę z czystym sumieniem polecić… Oczywiście, jeśli będziecie mieli szczęście i gdzieś jeszcze znajdziecie te słodkie, serowe przekąski.
Nie mam pojęcia, czy byłyśmy odosobnione w naszych zachwytach. Nie zdążyłam też w porę napisać o tej smakowitej nowince. Od 2 miesięcy na próżno szukam zdrowych batoników na sklepowych półkach.

Za to nie mam problemu z natknięciem się na komercyjnego truciciela znanego koncernu, wsysającego kolejne marki. Słodycz złamana kwaskiem cytrynowym, nie czyni z Karmelio czegoś, po co jeszcze kiedykolwiek sięgnę. No, chyba, że na pustyni po 3 – dniowej głodówce…  



Zainteresowanych inną tematyką, zapraszam też TUTAJ: