Nim się obejrzałam, marzec minął półmetek, a ja nadal nie
zrobiłam rozsady aksamitek. Gorączkowo zaczęłam rozglądać się plastikowymi
pojemniczkami z lat ubiegłych i doszłam do wniosku, że musiałam je wyrzucić
przed zimą. Miałam jeden po pieczarkach, postanowiłam więc kupić coś, co nie
powinno mnie zabić, czyli surówkę w wymiarowym naczynku. A że spieszyłam się
tego dnia i byłam zmęczona, z rozpędu chwyciłam coś takiego. I dopiero w porze
kolacji, oczy stanęły mi na słupkach. 3,50 na ulicy nie leży, ale czy warto się
truć???
Już dawno zamierzałam wprowadzić ten dział do mojego bloga.
Gdy w najbliższym otoczeniu ludziom w każdym wieku zaczęło sypać się zdrowie, z
widnokręgu znikał mi jeden po drugim i rzadko wracał, a Mama jako jedna z wielu
stała się ofiarą postępującej epidemii raka, jeszcze intensywniej zaczęłam
przyglądać się temu, co dzisiaj jemy. Bo nie ma co udawać, że tylko stres i
zanieczyszczenia rujnują nam zdrowie, jak głosi obiegowa opinia, a więc
czynniki, na które przeciętny Iksiński ma znacznie mniejszy wpływ, niżby chciał.
Temat rzeka; napisano wiele prac popartych twardymi danymi, co na szczęście
poszerzyło nam horyzont wiedzy, ale nie zmieniło ani trochę polityki „śmieciowej
żywności” – zaznaczam, że jest to bardzo pojemny termin.
Dziś przyjrzę się z bliska tylko jednej truciźnie: E 330, znanej jako kwasek cytrynowy. Zważywszy na to, że występuje wszędzie – w sokach
i jak widać surówkach, co uważam za absurd; napojach, słodyczach, przetworach,
a nawet żywności dla dzieci, co należałoby nazwać imiennie „zbrodnią”, trudno
nie tworzyć spiskowych teorii łączących kryzys finansowy, ponure prognozy
gospodarcze na następne dziesięciolecia, z
ekspansją szkodliwych dodatków do powszechnie konsumowanej żywności.
Kwasek cytrynowy, choć posiada tak niewinnie brzmiącą nazwę,
nie ma nic wspólnego z cytrynami. Ten stosowany masowo w przemyśle spożywczym,
jest syntetyczną substancją, otrzymywaną przez fermentację cukru za pomocą
Kropidlaka czarnego (Aspergillus Niger – bardzo
powszechna, szkodliwa dla zdrowia pleśń, zanieczyszczająca żywność; już
przygotowując się do olimpiady biologicznej w podstawówce usłyszałam, że nawet
najmniejsza oznaka tej pleśni na pokarmie, dyskwalifikuje całość pod względem
zdrowotnym). Żywieniowcy grzmią w panice – wyrzucajmy skażone plamką kropidlaka
owoce, czy pieczywo, bo całość jest już zainfekowana, a to stanowi czynnik
karcynogenny! I co? Z czystym sumieniem poprawimy soczkiem np. firmy Melly, czy
zakąsimy prezentowaną tu „królewską”. Nawet w herbacie malinowej znalazłam
kwasek cytrynowy. Po jakie licho – pytam?!
Groteskowe, że zamiast wybrać do konserwacji żywności tani,
zdrowy kwas askorbinowy, czyli witaminę C, od 20. lat sypiemy coraz więcej
groźnej trucizny, która w tabeli szkodliwości dodatków żywnościowych, opisana
jest jako „rakotwórcza”. I tak, badania sobie, producenci do spółki z wydającym
zezwolenia establishmentem – sobie.
Może dlatego, że oprócz wspomnianych działań, mamy jeszcze
udokumentowane „naruszenie przewodnictwa elektrochemicznego w pracy komórek
mózgowych”. Przekładając na polski oznacza to, że reakcje chemiczne w naszym
mózgu, ulegają zmianie.
Patrząc na postępujące głupienie świata, rozpoczynające się
od tych na szczycie, a kończące na naszym sąsiedzie, któremu nagle zaczyna
przeszkadzać drzewo za oknem, czy dziecko za ścianą, za to nie przeszkadza mu
likwidacja kolejnego kina (kultura), czy targowiska (miejsce pracy), należy
samodzielnie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy kwasek cytrynowy ma jakiś
udział w masowym idioceniu? ;-)