Długo mnie tutaj nie było, ot, proza życia... Liczyłam na to, że Święta Bożego Narodzenia dadzą relaks i ukojenie, ale tegoroczne były tak krótkie, a ja tak zmęczona, że nie zamieściłam planowanych zaległości. Trudno, stare posty wrzucę kiedy indziej, w myśl zasady, co się odwlecze, to nie uciecze. Dziś za to pokażę Wam, jak spędziliśmy te niespełna 3 świąteczne dni.
O ile siebie - co przyznam z lekkim wstydem - nie miałam czasu dopieścić, o tyle przed dziećmi i czworonogami nie stosuje się takich wymówek. Zatem w tym roku, z różnych względów, nie licząc trochę skromniejszych niż zwykle dekoracji mieszkania, postawiłam tylko kocią choinkę. Czym się różni od mojej prywatnej? Nie ma na niej zabytkowych bombek i ozdób. Zamiast nich wiszą takie, które można zniszczyć, lub te, które są nietłukące.
Najmłodsza latorośl tak sobie wzięła tę choinkę do serca, że jednak musiałam ciut studzić jej zapał, by już w Wigilię nie dokonała totalnego rozbioru, albo nie zawiesiła się na girlandzie ;-) W jej wieku, świat to niekończąca się zabawa.
Niestety trochę nie dopracowałam kwestii prezentów... Znając kocią determinację w dążeniu do celu, w paczuszkę z zabawką włożyłam po ulubionym patyczku, aby zachęcone zapachem, rozerwały papier. Pomyślałam, że co to dla nich, skoro potrafią samodzielnie otworzyć paprykarz szczeciński ;-)
Dużo Zdrowia Tobie i Twoim Cudnym Czworonogom <3
OdpowiedzUsuńDziękujemy gorąco, Ewuniu! :-D
OdpowiedzUsuń