Ta barwna sesja powstała przypadkowo. I oby takich miłych przypadków spotykało mnie więcej 😊 Otóż miałam pójść do lasu, ale w ostatniej chwili zmieniłam plany. Odkąd developerska gospodarka rabunkowa z siłą powodzi pochłania nasze zielone obrzeża i ostatnie wolne skrawki, po lesie w chwilach wolnych od pracy, wędruje coraz więcej przyjezdnych pracowników budowlanych. Jednym patrzy zwyczajnie oczu, ale są też tacy, z którymi wolę nie spotykać się sam na sam, zwłaszcza mając w ręku aparat…
Polowiec szachownica (Agapetes galathea) występuje na leśnych polanach, łąkach i tak jak w przypadku tej sesji – na przydrożach. Spotkamy go w lipcu i sierpniu. Przyznam, że parę lat temu już nie widywałam tego motyla, kojarzącego się z moim dzieciństwem. Od 2-3 lat znowu cieszę oczy jego widokiem. W tym roku, wyjątkowo licznym.
Choć z dzieciństwem jeszcze bardziej kojarzy mi się rusałka wierzbowiec, czy pokrzywnik (3-4 dekady temu pospolite, dziś zdecydowanie rzadkie) – to także rusałkę ceik świetnie kojarzę z mazowieckiego pejzażu przeszłości. Mniej zdobna od w.w. z postrzępionymi skrzydłami, przypomina czasem kawałek rudej kory. Motyl ten wydaje rocznie 2 pokolenia, które różnią się od siebie barwą, podobnie jak rusałka żałobnik. Ale nie podejmę się wykazania szczegółów.
Z lewej strony: przestrojnik trawnik. Bardzo lubię tego stonowanego motyla z wyrazistym malunkiem pawich oczek. Warto wiedzieć, że na przednim skrzydle samica ma ich 3, a faceci 2. Ten egzemplarz jednak konsekwentnie nie chciał ujawnić swojej tożsamości płciowej. Niebinarny? 😉
Z prawej: strzępotek ruczajnik – niezmienne jeden z najpopularniejszych polskich motyli i co tu wiele mówić: najmniej efektowny. Jak na swój gatunek, nie zalicza się do płochliwych zwierząt, zatem czy go lubimy, czy nie – możemy od wiosny do jesieni liczyć na jego towarzystwo. Na środku żeruje przeplatka – prawdopodobnie diamina, ale chyba każdy kto próbuje rozeznać się w motylim świecie, wie, że te stworzenia są do siebie bardzo podobne. Konkurować z nimi mogą tylko dostojki.
Najniżej zgodnie z motylami żeruje przedstawiciel
kózkowatych – prawdopodobnie baldurek pręgowany.
Swoją drogą, muszę kiedyś wybrać się z aparatem specjalnie na te chrząszcze, bo jest ich w moich okolicach całkiem sporo. Niektóre piękne jak małe klejnoty. Nie są płochliwe, więc można śmiało podejść je z macro.
A to: latolistek cytrynek. Pierwszy motyl, który
pojawia się w przestrzeni po zimie, nie raz już na początku marca. Osobniki,
które spotykamy po przezimowaniu to - samce. Niestety Naturze nie chce się
wikłać w iście ludzkie meandry płciowego równouprawnienia… Biologia zdecydowała,
że faceci wylatują w świat przed damami…
Te piękne stwory sfotografowałam 6 dni temu, podczas niedzielnej wędrówki do sąsiedniej miejscowości 😊
Łał! Ależ masz wiedzę o motylach. Ja to nos wsadzam w atlas, po za popularnymi gatunkami. Tego polowca szachownicy nigdy nie widziałam w naturze. Tych mniejszych kratkowanych nie rozróżniam.
OdpowiedzUsuńDroga Sowo. Miłości do motyli nauczyła mnie Mama. Ona też jako pierwsza pokazała mi świat nazw. Z biegiem czasu wyblakł on, podobnie jak nazwy roślin, których nauczyłam się studiując ogrodnictwo, pracując na kiermaszach Zieleń To Życie i posiadając 11 lat botaniczną działkę. Dziś nie pamiętam już 1/3...
OdpowiedzUsuńWiedzę o motylach/owadach odświeżyłam i pogłębiłam sprowadzając się pod las. Mam kilka atlasów, zaglądam na tematyczne blogi, wkuwam wiedzę jak w szkole - na pamięć ;-)