czwartek, 26 marca 2020

Ekologia po katolicku. Rozmowa z o. prof. Zdzisławem Kijasem, OFMConv, autorem "Brewiarza Ekologa"


- Dlaczego zwykło się uważać, że troska o Ziemię to temat bliski tylko światopoglądowi lewicowemu? 

- Wszystko zaczęło się zmieniać w okresie po epoce Oświecenia, kiedy następowała tzw. rewolucja naukowo-techniczna, która paradoksalnie zamiast poszerzać, zawężała coraz bardziej wizję życia i zamykała ją stopniowo w ramach doczesności, materialnego dobrobytu. Następowała przemiana świadomości w myśl nowoczesnej nauki. Zakwestionowano zatem istnienie obiektywnej prawdy - dobra, piękna. Całą sferę wartości i to co tworzy życie. Zaczęto oceniać wszystko nie harmonijnie jako całość, integralnie, tylko fragmentarycznie. W poglądzie chrześcijańskim to, co było życiem – obejmowało i Ziemię i człowieka i Boga - wszystko to stanowiło harmonijną całość. W okresie pooświeceniowym i teraz, zaczęto odbierać rzeczywistość fragmentarycznie, w kontekście jednostkowym. Z czasem została tylko Ziemia  bez relacji do Stwórcy i bez relacji do człowieka, który ją zamieszkuje. Dlatego zaczęto interesować się fragmentami życia. Stąd pojawiła się fascynacja jednym czy drugim elementem – czy Ziemią, czy jakimś stworzeniem na tej Ziemi – np. człowiekiem. Ale wszystko straciło powiązanie ze swoją całością. Do tego, powiedziałbym, że chrześcijaństwo od początku troszczyło się o życie jako coś integralnego, było ono odbierane jako element całości pochodzący od Boga i człowiek w niej także się znajdował. Ziemia nie była Matką Ziemią, lecz darem od Boga.


- Czy w dzisiejszych czasach myślenie ekologiczne zastąpiło myślenie teologiczne?  

- To jest szerszy problem. Powiedziałbym w ten sposób: psychoanaliza mówi, że wiara w Boga Wszechmogącego i transcendentnego jest pewnego rodzaju zaburzeniem obsesyjno-kompulsywnym. Ponieważ dla wielu ludzi wiara stała się aspektem chorobowym, dlatego pozostaje im tylko Ziemia. I raptem, Ziemia stała się dla nich jakby pewnego rodzaju bóstwem, a troska o nią - religią. W tym kontekście, wiadomo, że nie mogło być miejsca na myślenie teologiczne, bo teologiczne odnosi się do Boga, a ekologiczne w punkcie odniesienia ma Ziemię. Miejsce Boga zajęła więc paradoksalnie przyroda. Świat duchowy niewidzialny, przestał istnieć, zastąpił go wyłącznie świat materialny, widzialny. Dlatego też ta dotychczasowa troska człowieka o Boga, o rozwój duchowości, aby wszystko mogło uwielbiać swojego Stwórcę, człowiek mógł się doskonalić, stworzenie pójść na spotkanie z Bogiem, to znikło. Została wyłącznie troska o przyrodę: o czyste powietrze i środowisko, o wodę, czy ekologiczne pokarmy. Oczywiście to nabiera różnych odcieni. Dla osób wierzących, należy mówić o ochronie przyrody, czy ochronie stworzenia, a nie o ekologii, bo ekologia nie ma odniesień jest sama w sobie jak gdyby punktem odniesienia, rzeczywistością zamkniętą. Pojęcie ochrona stworzenia, ma natomiast szerszy zakres ponieważ również człowiek jest stworzeniem, zatem i on tak samo wchodzi w tę ochronę. Angażuje siebie w ochronę tego, co jest własnością Boga, który dokonał stworzenia, jemu zaś zlecił jego ochronę. Tak rozumiana ochrona stworzenia wpisuje się w szeroką kategorię życia. Natomiast czysty ekolog jest bardzo często człowiekiem zamkniętym na taką wizję, a w wielu przypadkach również człowiekiem bez relacji z Bogiem. Ekologia stała się jakimś rodzajem religii. W konsekwencji, jeśli ochrona stworzenia była odbierana, jako odpowiedzialność ludzi wierzących za przyrodę (w tym także za człowieka), nagle ekologia staje się nowym wyzwaniem wiary. A teraz stała się ona ponadto jakby wyznacznikiem godności człowieka, jakby samego człowieczeństwa – jesteś (prawdziwie) człowiekiem, jeśli jesteś ekologiczny. Wielu sądzi więc, że jedynie ekolodzy, ludzie zajmujący się ochroną przyrody, byliby ludźmi o sercu wrażliwym, pełni troski o przyszłość i dobro ludzkości. Ekologiczny byłby więc lepszy od tego, który za ekologicznego się nie uważa albo nie uważa wystarczająco mocno. Chce się wypromować ekologię, jako wartość samą w sobie, pewnego rodzaju wierzenia (religii), które winno regulować moje postawy, mój sposób życia, myślenia, odczuwania, codzienne wybory...


- Dlaczego współczesny człowiek przestał traktować środowisko naturalne jako Dzieło Stwórcy? 

- Tak, jak już powiedziałem wcześniej, to co stało się w świecie po epoce Oświecenia, to co uznano za dobre, to jest pewnego rodzaju zysk. Zatem nasz stosunek do przyrody jest warunkowany zyskiem. Zarówno kiedy ją wykorzystuję, jak też wtedy, kiedy się nią opiekuję. Nasza relacja ze światem zewnętrznym stała się relacją zysku i strat. Kategorie myślenia człowieka współczesnego, opierają się na kalkulacji: co i ile będę z tego miał? Albo co mogę stracić i za jaką cenę?


- Co zastąpiło chrześcijanom właściwy dawnemu człowiekowi zachwyt nad tajemnicą stworzenia? 

- Powrócę do tego, że myśmy zatracili całościowe rozumienie życia - życia, które ma w sobie również tajemnicę. Stało się to dlatego, ponieważ tendencja oświeceniowa, jej rewolucja naukowo-techniczna, wzięła sobie za zadanie wyjaśnienie wszystkich tajemnic. Podejście do rzeczywistości poprzez pryzmat tajemnicy, rodziło zawsze pewnego rodzaju zachwyt i szacunek. Pewien rodzaj ostrożności, pewien rodzaj zdziwienia, ale też pewien rodzaj lęku i respektu. Kiedy z naszego współczesnego sposobu myślenia znikło poczucie tajemnicy, na jego miejsce przyszła mechanika i świadomość, że ja mogę manipulować. W kontekście kryzysu w przyrodzie, pojawiło się myślenie o tym, co muszę naprawić, jakie ewentualnie klocki poprzesuwać, żeby wszystko znowu zaczęło funkcjonować, jak dawniej. Ale manipulacja przyrodą znaczy zaś tyle, że nie pozwala się jej zaistnieć taką, jaka jest i do czego powołał ją Stwórca. Zapomina się też, że zawiera one siły, które pozwalają się jej odradzać, wykorzystując własną energię. Kiedy natomiast zaczyna nią manipulować, kiedy ustawia ją w taki sposób, w jaki w swojej ignorancji lub egoizmie, uważa za właściwy, dokonuje wówczas dokonuje na niej swoistego gwałtu. Myślę, że w postawie człowieka do przyrody, postawie typowej dla osoby wierzącej, tkwi przeświadczenie, że z kimś się komunikuje, kto jest wprawdzie niewidoczny dla oczu, ale czytelny dla serca. Taka postawa rodzi respekt również do ludzi, nie tylko do roślin czy zwierząt. Należy zauważyć, że bardzo często do grona tzw. ekologów należą osoby, które wcześniej przyrodę wykorzystywały bogacąc się w sposób nieumiarkowany i nierozsądny, prowadzący do dewastacji środowiska. Teraz, kiedy się już się materialnie nasycili i stali się bogaci, zabraniają tego samego ludziom biednym, którzy teraz się bogacą. Dlatego postawa czysto względem przyrody racjonalna rodzi poczucie niesprawiedliwości. Dlaczego skoro wyście zatruli środowisko, my nie możemy żyć w bogactwie? – zdają się mówić współcześni biedni. Kiedy dawni rolnicy uprawiali ziemię, ich stosunek do niej, bardzo często był opiekuńczy, wprost matczyny. Uprawiali ziemię po to, aby przeżyć. Oni była żywicielką ich samych i ich dzieci itd. Dziś jest inaczej, nie robią tego, żeby przeżyć, ale żeby się wzbogacić. Teraz relacja, która miała dać możliwość przeżycia, stała się w zamyśle relacją wyzyskującą. Co jeszcze można z tej Ziemi wycisnąć, aby zdobyć więcej pieniędzy? Relacja partnerska, stała się relacją pana i sługi – hierarchiczną.


- Duża część katolików nie wie, że troska o przyszłość Ziemi była udziałem nie tylko Papieża Franciszka, ale też Jana Pawła II i Benedykta XVI. Z czego to wynika? 

- Z braku czytania. Współcześnie problemy środowiska narastają. W czasach, w których żył Jan Paweł II, były inne sprawy, np. natury społecznej, politycznej czy ideologicznej. Wtedy jego przesłania ekologiczne nie docierały tak mocno do odbiorcy jak dziś. Jan Paweł II często w swoich przemówieniach, mówił o pięknie Ziemi i o tym, że człowiek ma możliwość rozpoznawania piękna, a także nosi odpowiedzialność za to. Piękno jest wezwaniem do transcendencji i zarazem drogą wejścia w przestrzeń tajemnicy. Jeżeli nie odrzucimy myślenia wyzyskiem, to wtedy będzie nam bardzo trudno, prawie niemożliwie, odzyskać właściwy stosunek do przyrody, która nie jest ani naszą służką, ani macochą, ale jest ofiarowana przez Stwórcę jak mówi nasza wiara. Abyśmy mogli uprawiając ją i doglądając otworzyć się na realizację dobra bez nadwerężenia i niszczenia jej. W sytuacji w jakiej się znaleźliśmy, odkryliśmy, że nasz stosunek do przyrody, ma negatywne konsekwencje nie tylko dla nas, ale i dla przyszłych pokoleń, co jest o wiele ważniejsze niż los nas samych. To jest właśnie ta kwestia umiaru.   



- Jaki jest odbiór społeczny „Brewiarza Ekologa”?

- Bardzo pozytywny. Są osoby, które mówią, że czytają go codziennie. Ukazał się w języku polskim, angielskim, a teraz we włoskim. Jestem autorem tylko części tekstów. Chciałem pokazać, że troska o przyrodę to nie jest wymysł XXI w. Odkrywanie jej piękna i dobra, koniecznych dla tego życia, istniało od początku, od czasów Starego Testamentu.



- Od czego musimy rozpocząć przemianę naszej postawy względem środowiska naturalnego? 

- Odpowiedzi na to pytanie jest wiele. Człowiek musi nauczyć się obcować z przyrodą. Myślę, że człowiek może rozpocząć przemianę jeśli odkryje przyrodę, jako środowisko swojej formacji. Kiedy zacznie podglądać przyrodę, dostrzeże w niej ofiarność i bezinteresowność. Przyroda nigdy nie chowa swoich darów dla siebie, uczy ciągłej odnowy. W tym kierunku prowadzi „Brewiarz Ekologa” – żeby odkryć w przyrodzie środowisko woli Boga, a nie odbierać jej tylko poprzez chęć zysku, czy zagrożenia. Należy widzieć ją na pierwszym miejscu jako przestrzeń mojej duchowej formacji, mojej relacji z innymi ludźmi, partnera w przeżywaniu czasu. Wiara mówi, że wszystko pochodzi od Pana.


Wywiad ukazał się w Tygodniku "Idziemy", nr 40/2019, dn. 1 października 2019.

2 komentarze:

  1. To prawda i zgadzam się, że wszystko pochodzi od Pana, ale w świecie konsumcjonizmu jakim żyjemy, z chodzi na dalszy plan życie które nas otacza.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, właśnie.
    A wtedy pojawia się jak nagły strzał znikąd pandemia i wszyscy z bezsilności, tracimy głowę.

    OdpowiedzUsuń