piątek, 2 czerwca 2017

POPRAWIAJĄC EWOLUCJĘ


Kto dziś pamięta osiedlowy zieleniak, z całą gamą woni, od których ślinka napływała do ust? Pomidory o słodkim zapachu i cienkiej, delikatnej skórce, której nie trzeba było usuwać przed spożyciem? Kwiaciarnię, mogącą śmiało konkurować z luksusową perfumerią?...

Trzeba mieć minimum trzydzieści lat, aby przechowywać w pamięci takie obrazy. Ci, którzy dziś wchodzą oficjalnie w dorosłość – młodzi konsumenci supermarketów i fastfoodów, nie mają skali porównawczej . Ale nawet starsze rodzeństwo, czy rodzice zdołali już przywyknąć do idealnie prostych ogórków, które obiera się tak lekko, jaskrawo czerwonego ketchupu, czy bezzapachowych róż stojących w wazonie przez 2 tygodnie. Dłonie odruchowo sięgają po to, co uwodzi perfekcyjnym wyglądem.
Proces modyfikacji genetycznych, prowadzi do powstania organizmów przyrodniczych, które prawdopodobnie nigdy nie zaistniałyby na Ziemi w wyniku naturalnych działań ewolucji. Nowe odmiany, zachęcają też do zmian w sposobie hodowli. Po co? Przede wszystkim dlatego, aby było taniej, choć niekoniecznie dla klienta.


                                               Ogrodnictwo bez ziemi
Pan Artur, prowadzi od wielu lat zieleniak w centrum Warszawy. Codziennie zaopatruje się na giełdzie w Broniszach, gdzie ma stałych dostawców. Choć nie są to gospodarstwa posiadające certyfikaty ekologiczne, w dużym stopniu wykorzystują metodę hodowli naturalnej. Ich produkty na pierwszy rzut oka, wyróżnia wygląd. Pomidory mają nieregularne kształty i wielkość. Ale to, co jest najważniejsze w przypadku spożywczej konsumpcji to intensywny smak i… naturalny zapach. Takich warzyw już nie znajdziemy w dużych sieciach handlowych. Czemu? Ich hodowla zajmuje zbyt wiele czasu i niesie z sobą zbyt wysokie koszty, względem oczekiwanych zysków.
Niestety, małe sklepiki z warzywami, znikają z mapy nie tylko stolicy. Słabą alternatywą dla mieszkańców Śródmieścia są nieliczne sklepy wielkopowierzchniowe i wyrastające jak przysłowiowe grzyby po deszczu minimarkety, które w przeciwieństwie do ich większych odpowiedników, nie dość, że nie kuszą rozbudowanym asortymentem, to jeszcze nie oferują niskich cen. Ale pan Artur i tak zaobserwował spadek liczby klientów i zmianę nastawienia kupujących w kierunku wyraźnego „nie”.
- A dlaczego one są takie drogie? – cytuje pan Artur jedną z klientek - No, przecież w (i tu pada nazwa konkretnej sieci handlowej) można kupić za 3 złote… Ludzie nie przywiązują wagi do tego, że moje artykuły są zdrowsze i smaczniejsze. O tej porze roku, nie ma jeszcze upraw gruntowych, więc pomidory rosną  albo na włóknie kokosowym , które jest ekologicznym podłożem wielorazowego użytku, albo pochodzą z upraw hydroponicznych.
            Właśnie uprawy hydroponiczne, czyli w wodzie bez ziemi, a w praktyce również często bez udziału naturalnego światła, mają najmniej wspólnego z tradycyjną hodowlą. Bezglebowa uprawa w specjalnych pożywkach wodnych, zapewnia szybszy wzrost i rozwój roślin. Jest coraz powszechniej stosowana na skalę przemysłową zwłaszcza w przypadku produkcji warzyw i owoców. Zwolennicy przekonują, że ten rodzaj hodowli jest bardziej korzystny dla zdrowa, ponieważ uprawy są wolne od szkodników i chorób doglebowych. Przeciwnicy przypominają, że żywność wyhodowana w sztucznych warunkach, ma gorszą wartość odżywczą i to musi odbić się na smaku.
- Warzywa sprzedawane w tej chwili w dużych sieciach handlowych, pochodzą z importu i powstały w warunkach uprawy hydroponicznej – wyjaśnia pan Artur.     
Dodaje też, że zakupy u sprawdzonych dostawców, nie niosą ryzyka nabycia warzyw sztucznie doprowadzonych do stanu dojrzałości, co jest nagminne w przypadku pomidorów.


                                               Kwiaty bez zapachu
Wręczam bukiet, a babcia odruchowo zanurza w nim nos. Przez chwilę trzyma kwiaty przy twarzy i zdziwiona unosi głowę.
- Piękne – stwierdza – Ale nie pachną, albo ja już do reszty straciłam węch.
Niestety, kwiaty istotnie są pozbawione woni. Obie przez lata byłyśmy przyzwyczajone do ogrodowych, naturalnych roślin i nie zauważyłyśmy zmian w przemyśle kwiatowym.
Pani Agnieszka, właścicielka kwiaciarni, wyjaśnia, że na skutek modyfikacji genetycznych, istotnie kwiaty w hodowlach przemysłowych, zostały pozbawione zapachu.  
- Dzięki temu, mogą stać wielokrotnie dłużej w wazonach, niż te ogrodowe, co stanowi korzyść dla klienta – zauważa.
Ale w istocie nie o detalicznego nabywcę tu chodzi - jego nikt nie pytał, jakie kwiaty woli. Zahamowanie naturalnego procesu zapachowego, przebiegającego w roślinach, wydłuża ich żywotność, co jest zdecydowanie bardziej opłacalne i wygodniejsze dla hurtowników, przechowujących tygodniami kwiaty cięte nim ostatecznie, znajdą nabywcę. Z ciekawości zrobiłam szybki sondaż, wśród jedenaściorga moich znajomych. Tylko jedna osoba, powiedziała, że nie zależy jej na zapachu.
Marek Dudek, Prezes Stowarzyszenia Nasze Pszczoły, wyjaśnia:
- Zapach, to podstawowy element dla pszczoły, który ukierunkowuje ją na wyznaczony cel, dający jej pożytek. Jeśli hodowle zmodyfikowanych genetycznie roślin, znajdują są w obiektach zamkniętych, to pszczoły nie mają tam dostępu. Jednak modyfikacje, dotyczą także pyłku. Jak oddziałuje taki pyłek, na organizm ludzki, nie jesteśmy jeszcze w stanie ocenić z powodu braku danych. Ale wraz z pyłkiem modyfikowanym genetycznie, zmieniają się komórki w mózgu pszczoły, która z tego powodu nie wraca do ula. A jak badać, skoro nie wraca? To jest zupełnie nowe zagrożenie – ocenia.


                                               Ogrodnicze jednorazówki
Pani Danuta, emerytka chętnie robi zakupy w dużych sieciach handlowych, ale warzywa i kwiaty od kilkudziesięciu lat przynosi z własnego ogródka.
- Raz kupiłam ogórki. Według mnie nie miały żadnego smaku. Nie byłam w stanie zjeść ich do końca. Co roku szykuję z własnych nasion rozsadę. Jestem takim ogrodnikiem amatorem, więc hoduję wszystko: sześć odmian pomidorów, dwie odmiany ogórków, kabaczki, cukinie, dynie. Wie pani, one nie są takie piękne jak te sklepowe, ale za to jak smakują. Mam też kwiaty: byliny, cebulowe, jednoroczne. Kiedyś dzieci przyniosły mi w prezencie całą paczkę zagranicznych cebulek. Ślicznie kwitły, ale żadna z cebul matecznych nie wypuściła przybyszowych, więc w następnym roku już nie miałam tych kwiatów. To były takie cebulki jednorazowe. Proszę sobie wyobrazić, co by było gdyby Ziemię nawiedził jakiś większy kataklizm, a nie istniały by już uprawy tradycyjne? – pani Danuta zawiesza głos.    
Świadomy konsument poświęci swój czas na zgłębienie wiedzy i wyciągniecie wniosków. Mniej świadomy, oprze się na przesłaniu reklamy i sięgnie bezrefleksyjnie po to, co będzie równe jak z szablonu. Czas pokaże, która postawa przyniosła większe korzyści dla własnego zdrowia. Pod warunkiem, że kupujący nadal będzie miał wybór…  




(Sesja z kwietnia 2009 r. Wszystkie fotografie pochodzą z mojego nieistniejącego już, Małego Raju na Ziemi...)

"Gazeta Polska Codziennie", nr 1730 - 23. 05. 2017

2 komentarze:

  1. Tak ! Pamiętam nawet pachnące goździki , i to te duże :) To były piękne czasy.... Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że pomidor może nie mieć smaku a róże zapachu ... :/ Jak opowiedzieć dzieciom zapach ????

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie: jak to zrobić? W liceum wymyśliłam sobie "maszynę do nagrywania/rejestrowania zapachów". Po dziś dzień, nikt nic podobnego nie stworzył. Może zdolni naukowcy z KEZO (będzie w następnym poście), zdecydują się na taki krok?...

    OdpowiedzUsuń