Miało być inaczej… Cóż – nie po raz pierwszy, zresztą. Gdy
dzień przed moimi okrągłymi urodzinami odkryłam przypadkowo, że Hołota spodziewa
się kociąt, wreszcie odczułam coś na kształt radości i ekscytacji, podszytej
niecierpliwym oczekiwaniem. I nie umywało się to do oczekiwania na premierę
filmu z ulubionej dziedziny, czy na książkę ukochanego autora. Zaskoczenie było
ogromne, bo młody kocur w kwestiach intymnych, poczynał sobie komediowo
nieporadnie. Sytuację, postanowiłam potraktować, jak okolicznościowy prezent od
losu, na który po prostu będę musiała trochę poczekać ;-) W nowym mieszkaniu w
ciągu 4 lat, umarły mi 3 koty w różnym wieku, zatem uśmiech wykwitł sam na
obliczu po stwierdzeniu, że w przestrzeni naznaczonej smutkiem codzienności i
sprofanowanej śmiercią – wreszcie wykiełkuje nowe życie. I to jakie! Znając
temperament Belzebuba oraz Hołoty, spodziewałam się maleńkich wulkanów
nieokiełznanej energii. 2 zamówiły sobie moje koleżanki, 2 chciałam zachować…
Szacunek w ciemno, bo nie robiłam usg i na dobrą sprawę nie miałam pojęcia, ile
ich będzie w tym pierwszym dla obojga miocie.
W weekend się zaczęło. Podekscytowana przyszła mama,
zaangażowała w swój zbliżający się poród całą dwugatunkową rodzinę. Biegała,
miauczała, łasiła się do Recydywki w sposób wprost natrętny, tuliła się do Buba,
który choć na co dzień stanowi typ nieokrzesanego faceta i walnąć kotkę też
potrafi – tym razem lizał ją czule.
Czy powinno mnie coś zaniepokoić? Pewnie tak. Raczej zbyt
długo to trwało, zbyt spektakularny miało wymiar. Żadna z moich przygotowujących
się do porodu kotek, nie zachowywała się aż tak impulsywnie…. W nocy z soboty na
niedzielę, kociątka w brzuchu kłębiły się intensywnie. Uznały, że najwyższa pora
wyjść na świat. Ale w niedzielę nadal ich nie było, a ja miałam redakcyjny dyżur
i do niczego innego głowy - zresztą wet przyjmował tylko do piętnastej… W
poniedziałek, późnym rankiem weszłam do łazienki. Na podłodze, pomiędzy
transporterem, zwanym przez nas kiedyś żartobliwie „bunkrem”, a kocykiem -
leżały 2 maleńkie kotki. Zimne, nieruchome, MARTWE! Umyte z odgryzioną pępowiną,
idealnie ukształtowane.
Jeden wyglądał jak żywy; drugi, nienaturalnie wykręcony i wiotki jeszcze, zdradzał patologię porodu… Kocur wpadł do pomieszczenia jak tornado. Zaczął obwąchiwać pyszczki, lizać… Ale one nie zapiszczały…
Podbiegł do jednego, później do drugiego. Wrócił do pierwszego. Widziałam zdziwienie, a później wkurzenie w jego oczach… Do wieczora był smutny, za to kotka w błogiej nieświadomości, mruczała beztrosko nawet u weta. Przeżyłam jeszcze dodatkowe chwile grozy, ale na szczęście pierwsza diagnoza o martwym płodzie wewnątrz, okazała się błędna. Kociątka wyniosłam do lasu, by stały się częścią naturalnego łańcucha pokarmowego, kręgu ginącej i odradzającej się przyrody...
Jeden wyglądał jak żywy; drugi, nienaturalnie wykręcony i wiotki jeszcze, zdradzał patologię porodu… Kocur wpadł do pomieszczenia jak tornado. Zaczął obwąchiwać pyszczki, lizać… Ale one nie zapiszczały…
Podbiegł do jednego, później do drugiego. Wrócił do pierwszego. Widziałam zdziwienie, a później wkurzenie w jego oczach… Do wieczora był smutny, za to kotka w błogiej nieświadomości, mruczała beztrosko nawet u weta. Przeżyłam jeszcze dodatkowe chwile grozy, ale na szczęście pierwsza diagnoza o martwym płodzie wewnątrz, okazała się błędna. Kociątka wyniosłam do lasu, by stały się częścią naturalnego łańcucha pokarmowego, kręgu ginącej i odradzającej się przyrody...
Taki prezent zgotował nam los. Tak zakończyło się radosne
oczekiwanie. Takie były skutki próby wprowadzenia życia do mieszkania
naznaczonego śmiercią – kurczę, tylko kociego życia, zaledwie... Czy nie mogło się choć raz udać? Zamiast tak potrzebnej do regeneracji porcyjki szczęścia, nowy
kubeł niepotrzebnego smutku i kolejne złe obrazy zapisane pod powiekami. Ponadto kotka
doznała uszczerbku na zdrowiu i jest w trakcie leczenia. Lekarze, nie potrafią wyjaśnić, co się stało. Zresztą - kto jest w stanie wyjaśnić fatum? ;-S
żal...
OdpowiedzUsuńI to jaki...
OdpowiedzUsuńWydarzenie całkowicie pozbawione sensu.
o matko jedyna :(
OdpowiedzUsuńTak...
OdpowiedzUsuń