sobota, 3 września 2016

W CZTERY OCZY PRZY KRAWĘŻNIKU


Takiego spotkania się nie spodziewałam. Zresztą kto by się spodziewał?... W upalny dzień czerwcowy pojechałam na obrzeża Jabłonny. Rozrastające się ekspansywnie od kilku lat osiedle, rozpięte pomiędzy lasem, a malowniczymi łąkami nie pochłonęło jeszcze całkowicie zasiedziałej na tym terenie flory i fauny. Pasy zieleni oddzielające skromnymi prostokątami ciasne budownictwo, to paleta naturalnych barw. Znajdziemy tam chyba wszystkie kwiaty porastające łąki i leśne polany Mazowsza. Zaś jesienią wciąż można spotkać, wychylające się z ziemi główki grzybów - zarówno jadalnych jak i tych, których piękno wypada tylko podziwiać. Tym razem jednak pojechałam sfotografować pełnię kwitnienia wyki ptasiej. Na naturalnych trawnikach, których mogą nam pozazdrościć uporządkowane pedantycznie kraje zachodniej Europy, wił się w sposób nieokiełznany intensywny fiolet! Z tą gęstą pokrywą kwiatową, krajobraz przypominał nieco wrzosowiska...



A gdy już uwieczniłam to krótkotrwałe piękno i szłam równym, czystym chodnikiem w kierunku powrotnym, niespełna metr ode mnie jakieś maleńkie, smukłe, szare zwierzątko usiłowało przemknąć na przeciwległy pas skromnej zieleni. Ponieważ nie schowałam jeszcze do torby aparatu, w dwóch susach trawiona ciekawością, dopadłam do krawężnika. Tuż za nim, stanęła pośród niskiej roślinności samica jaszczurki zwinki. Pstryknęłam dwa pospieszne zdjęcia, będąc przekonaną, że to jedyne, co mi pozostanie po tym spotkaniu. Jaszczurka tylko moment stała bez ruchu i zrobiła coś, czego nie mogłam przewidzieć. Gdy przykucnęłam, zamiast czmychnąć dalej, zawróciła i zbliżyła się do krawężnika. Jej łebek poruszał się cały czas. Sprawiała wrażenie, jakby spoglądała to na leżący na moim kolanie aparat, to na ściskającą go dłoń. Nie dość, że nie uciekała to jeszcze zdawała się coraz bardziej ośmielona! Ja także. Dlatego rozbawiona sytuacją, wyciągnęłam do niej drugą rękę. Niemal dotknęła mnie pyszczkiem. Niewygodna pozycja ciała i świadomość, że przecież ciekawskie zwierzątko może w każdej chwili się spłoszyć, nie pozwalała na perfekcyjne kadry. Tym bardziej nie mogłam marzyć o wyjęciu z torby i nałożeniu pierścienia makro. Za dużo szczęścia na raz bym chciała! I dopiero gdy skończyła mi się karta, jaszczurka jeszcze raz przechyliła łebek w niemym pytaniu: czy to już koniec sesji? Kiedy odsunęłam się odrobinę, spontaniczna modelka odwróciła się i myknęła w zieleń. Mnie wypadało tylko podziękować za to spotkanie.





Powyższy tekst ukazał się w bieżącym, wrześniowym numerze miesięcznika "Przyroda Polska", a sama przygoda spotkała mnie w czerwcu, stąd takie połacie wyki, która najintensywniej kwitnie wczesnym latem. 

6 komentarzy:

  1. wspaniała ta polska przyroda ożywiona!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? :-)
      Nigdy nie wiemy, gdzie czeka na nas jakieś niesamowite stworzenie...

      Usuń
  2. Pięknie ujęłaś samiczkę :)
    tylko pozazdrościć bliskiego spotkania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, Ewo!
    Z racji mojego miejsca zamieszkania, często obcuję w cztery oczy z różnego rodzaju zwierzętami, co osładza mi inne mankamenty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widać, że Cie polubiła. :) U mojej kuzynki na działce jaszczurki mają norkę. Ja najwięcej spotkań z jaszczurkami miałam w Chorwacji, dosłownie były co krok i wcale się nie bały.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może ta też jest chorwacka? ;-)
    Fakt, było ich tam dużo, przypomniałaś mi o tym. Ale i na mojej, warszawskiej działce umykały co chwilę spod nóg... Niestety nie były tak oswojone ;-D

    OdpowiedzUsuń