niedziela, 7 sierpnia 2016

ŚWIADOMĄ KUCHNIĄ W RAKA


Wzrostu liczby zachorowań na raka, nie można interpretować wyłącznie, jako efektu starzenia się populacji. Od 1970 r. szczególnie silnie wzrasta m.in.: częstotliwość występowania chorób nowotworowych wśród dzieci i młodzieży.
                                  
                                                           Wygrane lata
Choć istnieją rodzaje raka, które atakują nas coraz rzadziej, ogólna tendencja zapadalności na nowotwory ma już rozmach epidemii. W USA, w okresie od 1975 do 1994 r. częstotliwość występowania raka wśród kobiet poniżej czterdziestego piątego roku życia wzrastała o 1,6% rocznie, a wśród mężczyzn 1,8%. W niektórych krajach europejskich, zachorowalność na nowotwory wzrosła o 60% w ciągu ostatnich 20. lat.
W zaistniałej sytuacji ochrona naszych organizmów przed toksynami, zarówno wtedy gdy jesteśmy zdrowi, jak również w czasie, gdy choroba nas dotknęła, powinna stać się priorytetem. Dziś coraz więcej specjalistów z kręgów medycyny i pokrewnych nauk, nie jest w stanie bagatelizować spostrzeżenia, że substancje toksyczne występujące w środowisku i naszej kuchni, odgrywają rolę w powstawaniu komórek rakowych w organizmie, a następnie ich przekształcaniu się w guzy o charakterze złośliwym.
Każdy pacjent, u którego wykryto raka pragnie wiedzieć, czy mógł mu zapobiec i co musi zrobić, żeby utrudnić chorobie jej powrót, a być może całkowicie go wyeliminować. Nadal nie istnieje cudowny specyfik, ale bez wątpienia świadomą kuchnią, można sobie pomóc.
Kilka lat temu, w moim najbliższym otoczeniu nie było miesiąca, w którym nie dowiadywałabym się o chorobie kogoś z kręgu przyjaciół i znajomych. Gaśli ludzie w różnym wieku, trudno więc było nie odnieść wrażenia, że rak choć nieproszony, pojawia się coraz częściej. Gdy ostatecznie choroba z bezwzględnym rozmachem wkroczyła również do mojego domu, szef przysłał nam książkę pt.: „Antyrak. Nowy styl życia”. Autor David Servan – Schreiber, był lekarzem neuropsychiatrą, profesorem psychiatrii klinicznej. Jako 31 – latek, dowiedział się, że zachorował na… guza mózgu. Przeszedł 2 operacje i według rokowań miał żyć maksimum 6 lat. Stosując zasady żywieniowe zawarte w swojej publikacji, przeżył 20 lat. Zmarł 13 miesięcy po wykryciu nawrotu choroby. Z jego doświadczeń zrodziła się niezmiernie ważna publikacja, prezentująca nową koncepcję walki z nowotworami, łączącą tradycyjne terapie z odpowiednio dobranymi dietami. W sumie doktor będący jednocześnie pacjentem, wydał 3 książki.  

Słodka droga do choroby
Niestety nie można stwierdzić z całą pewnością, że jakiś element naszego stylu życia, czy wykonywanego zawodu, prowadzi do powstania konkretnej odmiany raka. Ale to, co nie podlega dyskusji to fakt, że od lat czterdziestych XX wieku, obserwujemy systematyczny wzrost zachorowań na nowotwory. Zrozumiemy ten proces, gdy przyjrzymy się zmianom, które zaszły w krajach zachodnich po II wojnie światowej.
Po pierwsze: w naszej diecie zwiększyła się ilość oczyszczonego cukru. A przecież ludzkie geny rozwijały się w środowisku, w którym rocznie na osobę przypadały maksymalnie 2 kg cukru na miodzie. W 1820r, było to 5 kg, za to w roku 2000 aż 70 kg!  
Po drugie: nastąpiły znaczne zmiany w uprawie roślin i hodowli zwierząt, które przekształciły skład chemiczny konsumowanej przez nas żywności.
Po trzecie: mamy bezpośredni kontakt z ogromną liczbą produktów chemicznych, które nie istniały przed 1940 rokiem.
Niemiecki biolog Otto Heinrich Warburg zdobył Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za odkrycie, że metabolizm guzów złośliwych jest w dużej mierze uzależniony od spożycia glukozy (czyli odmiany strawionego cukru w organizmie).
Inną plagą dietetyczną menu mieszkańców krajów rozwiniętych, zapoczątkowaną w II poł. XX w. stał się uzyskiwany z kukurydzy syrop z dużą ilością fruktozy (czyli cukru owocowego). Syrop glukozowo – fruktozowy jest wszechobecny w m.in.: gotowych sokach, dżemach, jogurtach owocowych. Nie poddający się działaniu insuliny, staje się toksyczny. Wiele prowadzonych od lat badań wskazuje na to, że rozwój epidemii raka, związany jest z eksplozją spożycia cukru, a mimo tego możemy go znaleźć w znacznej większości produktów, które codzienne wkładamy do sklepowych koszyków.

                                               Konieczna korekta
56% spożywanych przez nas kalorii pochodzi z 3-ech źródeł, które nie istniały w czasach, gdy tworzyły się ludzkie geny. Wspomnianego już oczyszczonego cukru; białej mąki (biały chleb, makarony, biały ryż, itp.); olejów roślinnych (sojowego, słonecznikowego, kukurydzianego, tłuszczów nienasyconych). Źródła te nie zawierają żadnych białek, witamin, minerałów ani kwasów tłuszczowych z rodziny omega-3 niezbędnych do funkcjonowania organizmu człowieka. Za to w sposób bezpośredni, przyczyniają się do rozwoju raka. We wszystkich medycznych publikacjach, zarówno tych dotyczących profilaktyki antynowotworowej, jak i tych skierowanych do osób po operacjach onkologicznych znajdziemy tę samą uniwersalną wskazówkę, mówiącą o znacznym ograniczeniu spożycia cukru i białej mąki. W trakcie choroby lub po niej, należy zrezygnować z żywności przetworzonej, doprawionej glutaminianem sodu (E – 621) i kwaskiem cytrynowym (E – 330). Osobom, które jeszcze nie zachorowały, taka korekta jadłospisu też wyjdzie na zdrowie, choć świadome zakupy w supermarkecie będą nas kosztowały znacznie więcej czasu.   

Smutną prawdą jest to, że nie każdy lekarz onkolog, daje chorym żywieniowe wskazówki. A nawet jeśli już to zrobi, my sami mamy duży problem z wprowadzaniem zmian. Nie tylko w tak elementarną dziedzinę, jak nasz codzienny jadłospis... 

(tekst napisany na zamówienie Gazety Polskiej Codziennie, nr z dn.: 02. 08 2016) 

5 komentarzy:

  1. Dzięki. Mój onkolog słowem nie wspomniał o diecie. Będę starał się wycofywać cukier i białą mąkę skąd się da, ale coś jeść muszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to smutna klasyka! Ostatnio w TOK FM gościł profesor onkologii. Bardzo ciekawa audycja, owszem, trwała aż 50 minut. Zdrowemu odżywaniu pan poświęcił ogółem 2 minuty. Niczego konkretnego nie wymienił, ani spośród czynników żywieniowych szkodliwych, ani tych preferowanych w diecie.
    Dlaczego? Bo tego, co naturalne, nie da się opatentować, a więc zysk z tego żaden. Mało którym instytutom chce się prowadzić badania i statystki odnośnie oddziaływania na organizm naturalnych produktów...
    Szefowa zamówiła u mnie jeszcze 2 artykuły z tego cyklu. Następny będzie o tym, co warto spożywać - wbrew pozorom jest tego naprawdę niemało :-)
    Życzę Ci dużo zdrowia!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiduś - chętnie poczytam o
      dozwolonej żywności - choć
      ja mogłabym tygodnie przeżyć
      na gryczanej z jajkiem i mocno
      kwaśnym ogórasem :)

      Usuń
  3. Powiem Ci, że powinnaś dobrze wyjść na takiej diecie! Choć zdania co do współczesnych jajek są podzielone, bo klatkowe kury karmią nędznie (nie ma to jak drogie jaja organiczne, albo od rodziny ze wsi.)
    Tak, czy inaczej, ja na kaszy gryczanej (najzdrowsza ta z worków na targu, nieprażona), jajach, ogórku, koperku i duszonych brokułach, trwałam w zdrowiu i satysfakcjonującym samopoczuciu, baaardzo długo! :-)

    OdpowiedzUsuń