Pośród pierwszych zeschłych liści, sterczy oskarżycielsko w niebo
biały, ułamany trzon. Metr dalej leży czerwony, nakrapiany kapelusz. Nie dość,
że skopany brutalnie, to jeszcze z wyraźnym odciskiem podeszwy adidasa.
To nie dzik tędy szedł, ale
butny, dwunożny użytkownik lasu… Co roku bulwersuje mnie ten sam widok. Zryta
ściółka i wbite weń pety. Na środku kremowe kółeczko po wyciętym podgrzybku. To
on stał się pretekstem do zerwania warstwy mchu w promieniu przeszło metra. Bo,
a nuż gdzieś pod nim, rósł jego mniejszy, smakowity sąsiad? Człowiek złapał
trop i profilaktycznie zrobił kipisz. Co gorsza wokół tego pobojowiska walają
się stratowane grzyby niejadalne. Kopane z taką pasją, jakby wyrządziły grzybiarzowi
personalną krzywdę.
Czy to ich wina, że ten który szedł tędy wcześniej,
sprzątnął mu sprzed nosa wszystkie prawdziwki? Widać, euforia dla kasztanowego
kapelusza borowika, nie przekłada się na podziw dla karmelowego kapelusza
hełmówki, czy tego morelowego, z delikatnym deseniem, należącego do mleczaja
jodłowego. Wszak grzybiarz przyszedł tu jak na wyprzedaż do supermarketu. Z tą
różnicą, że nie musi uiszczać nawet najmniejszej opłaty za zebrane dobra. I
żadna obsługa sklepu nie zwróci mu uwagi za niewłaściwe zachowanie. Więc nie w
smak mu zachwyt nad tym, czego nie wykorzysta, nie w smak mu szacunek dla tego,
czego…nie posmakuje. Na szczęście weekend się skończył i do czasu następnego,
przyroda ma szansę odpocząć od człowieka.
Kultura korzystania z natury, to dla wielu nadal nowomodna
fanaberia. W końcu świat jest dla ludzi, a przyroda tym bardziej. Co się
dziwić, że biega sobie taki gość nieproszony, niewrażliwy na złożoną tkankę
lasu – przecież las nic mu zrobi. No, najwyżej kleszczem potraktuje, albo
komarem. Ale to jeszcze niczyich obyczajów nie złagodziło. Może te zmiękną dopiero około Wigilii, gdy owi bezmyślni
spacerowicze będą siekać suszone borowiki do świątecznej kapusty. I zamyślą się
na chwilę nad tym, co kopnęli brutalnie, rozdeptali bezmyślnie zamiast po
prostu, po ludzku… ominąć.
Tekst ukazał się w bieżącym (nr 9), wrześniowym numerze miesięcznika "Przyroda Polska". (940)
Mój M widząc coś takiego dyszy mordem. Chętnie skopałby d*** takiemu "grzybiarzowi". Kochamy grzybobrania, obok kosza jadalnych często przywozimy zdjęcia tych ładnych, wszak "one zwierza pasą ... i są gajów okrasą".
OdpowiedzUsuńA, no właśnie... Ja też kocham te, które nadają się tylko do podziwiania. Grzyby zawsze fascynowały mnie swoimi niepodobnymi do niczego innego kształtami, deseniami na kapeluszu, tym osobliwym urokiem stworzenia, które nie jest ani zwierzęciem, ani rośliną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!