niedziela, 18 lutego 2018

Rzemiosło w randze sztuki


Misterne woskowe figurki i aromatyczne miody o różnych smakach, ale także wielka uważność względem przyrody. Tak można scharakteryzować Urszulę Kaliszewską z Białobieli. Z wykształcenia mgr zarządzania, z powołania pszczelarz od kilku pokoleń. „Potrzeba do tego rzemiosła dużej wytrwałości” – ocenia zdobywczyni m.in. Lauru Marszałka Województwa Mazowieckiego w kategorii produkt tradycyjny za Krupnik Kurpiowski.   


- O pszczołach chyba wie Pani wszystko…
- Pasiekę pszczelą prowadzę wraz z mężem, Andrzejem od 25 lat. Początkowo chciałam mieć tylko własny miód do herbaty. Hodowlą pszczół zajmował się w latach 70-ych mój dziadek, później tata. Należymy do Kurpiowsko-Mazowieckiego Związku Pszczelarzy w Ostrołęce. Mimo tego, chodzimy na kursy i warsztaty, cały czas poszerzamy naszą wiedzę. Uczymy się, szukamy nowości. Zależy nam na zdrowiu pszczół i zadowoleniu klienta. Rokrocznie bierzemy udział w Miodobraniu Kurpiowskim i okolicznościowych kiermaszach. Ale mimo czynnej działalności gospodarczej, nie mamy czasu na stanie po rynkach. Praca z pszczołami nie ogranicza się tylko do lata, jak myśli wiele osób, choć latem jest jej dużo więcej. Gdyby przeliczyć wszystkie nasze godziny pracy, okazałoby się, że pracujemy bez wyjątku 5-6 godzin dziennie. To taka praca całościowa, od listewki w ramce pszczelej do miodu. A do naprawy, odkażenia mamy po każdym sezonie po 500 ramek wizerunek. Podsumowując: latem żyjemy pracą z pszczołami, zimą szykujemy się do nowego sezonu.
- Czy przekazujecie Państwo ten ogrom wiedzy i umiejętności innym?
- Chętnie dzielę się tajnikami warsztatu, ponieważ ja też kiedyś otrzymałam od kogoś te informacje. Własne spostrzeżenia to bardzo ważna rzecz. Jedno, można zrobić na wiele sposobów. Odwiedzamy przedszkola, szkoły podstawowe i licea. Zachęcamy dzieci do pszczelarstwa, bo przecież my sami nie będziemy wieczni. Na szczęście zainteresowanie jest coraz większe. Jesteśmy też zapraszani na przedświąteczne pokazy, prelekcje, warsztaty, na których opowiadamy o pszczołach, prezentujemy wyrób świeczek i figurek.


- Właśnie, figurki. Urzekają detalami. Kiedy wpadła Pani na ten pomysł?
- Kilka lat temu, postanowiłam przeznaczać na te wyroby nadmiar wosku. Co roku kupuję nowe formy silikonowe, które pozwalają uzyskać dokładne wzory. Plastikowe nie nadają się do takich rzeczy. Oczywiście marzą mi się moje własne formy. Chciałabym stworzyć coś samodzielnie. Wtedy byłyby to moje wzory i mój zamysł.  Jednak na razie nie mam na taki projekt czasu.
- Jakim tworzywem twórczym jest wosk?
- Trudnym. Jest kruchy, delikatny. W obróbce cieplnej jest bardzo płynny i gładki, a po ostygnięciu matowieje.






- Zdradzi Pani jak się robi woskowe świece i figurki?
- Trzeba uzbierać min. kilogram wosku. W skrócie wygląda to tak, że podgrzewamy, cedzimy, studzimy i formujemy w walce lub kołacze. Następnie kruszymy go i przekładamy do mniejszego pojemnika. Ponownie podgrzewamy tym razem do temperatury 50 stopni, umieszczamy w formach wielokrotnego użytku i zabezpieczamy. Małe figurki stygną do pół godziny.  
- Co daje Pani największą radość?
- Jak rodziny pszczele przezimują w dobrej kondycji i jest dużo miodu. 





Wywiad ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" z dn. 28-29.10.2017r. - "Dodatek Mazowiecki". 

sobota, 10 lutego 2018

Jabłonna chce odszkodowania


Rada gminy Jabłonna, wystąpi do miasta Legionowo o odszkodowanie za koszty jakie poniosła w kampanii informacyjnej: „Lasy w Jabłonnie naturalnie! Nie chcemy zmiany granic gminy Jabłonna”. Legionowo odstąpiło od planów samozwańczej aneksji 900 ha lasów należących do Jabłonny, w dużej mierze dzięki prężnemu oporowi mieszkańców gminy. Taka postawa nie byłaby możliwa, gdyby nie obywatelskie działania zakrojone na szeroką skalę. Banery, ulotki, ankiety i spotkania władz z mieszkańcami, wymagały jednak nakładów finansowych. Radni gminy wystąpią o odszkodowanie do władz Legionowa, które ponoszą odpowiedzialność za całe zamieszanie. Liczą na uzyskanie finansowego zadośćuczynienia za poniesione straty, a całość kwoty chcą przekazać dla Domu Dziecka im. Ojca św. Piusa XI w Chotomowie, który wychowuje osoby niepełnoletnie, pozbawione trwale lub okresowo opieki własnej rodziny. Aktualnie twa liczenie ankiet, które mieszkańcy wypełniali podczas konsultacji społecznych.    

"Gazeta Polska Codzienie" z dn. 9. 02. 2018 - "Dodatek Mazowiecki" 

środa, 7 lutego 2018

Król wśród polskich drapieżników



Zapewne większość Polaków zapytana o to, jaki ptak widnieje w godle Polski, odparłaby, że orzeł. Tymczasem to orłan – bielik olbrzymi, jest wizytówką naszego kraju. Jedyny taki ptak, mieszkający w wolierze warszawskiego ZOO jest podopiecznym „Gazety Polskiej Codziennie”.


Brąz w kolorze gorzkiej czekolady i śnieżna biel, to umaszczenie dorosłego orłana, które ptak uzyskuje ok. 6. roku życia. Nasz podopieczny zaprezentował się w deszczowe południe w całej swej dostojnej krasie. Niestraszny mu był lodowaty wicher ostatnich dni października. Siedział na szczycie konara w swojej wolierze i spoglądał z góry przez cały czas, gdy zadawałam pytania Michałowi Jabłońskiemu, opiekunowi ptaka. Czasem tylko rozkładał lekko skrzydła, mrużąc żółte oczy, kiedy mój rozmówca dawał orłanowi sygnały.
- Ptak ma około dziesięciu lat, co oznacza, że osiągnął dojrzałość płciową i w zasadzie może już połączyć się w parę. Bywa, że pierwsze pary orłany tworzą  jako trzy –czterolatki, ale nie dochodzi wtedy do lęgów.
- Takie młodzieżowe chodzenie?
- Coś w tym rodzaju – odparł opiekun – Orłany są zwierzętami długowiecznymi, dożywają nawet kilkudziesięciu lat. O tym czy i kiedy nasz bielik otrzyma partnerkę, decyduje koordynator gatunku, tak jak w przypadku innych zwierząt w ogrodzie zoologicznym. W naturze jest zagrożony wyginięciem, ze względu na niedostatek pokarmu i wycinkę dużych drzew, w których koronach gniazduje.


A czym żywi się ptak o rozpiętości skrzydeł do 2,5 m? Okazuje się, że podstawą jego pożywienia są gryzonie i ryby.  
- Dostaje świeże karpie, w całości. Kiedyś dostawał żywe, ale ze względu na odwiedzających ogród, otrzymuje teraz martwe ryby. Raz na dwa dni dostaje królika, a także szczury. Okazjonalnie daję mu świnki morskie. Wszystkie gryzonie pochodzą z fermy. Jedzenie kładę mu albo na półkę, albo bezpośrednio na ziemię.  
Podczas naszej rozmowy do woliery zajrzała wrona, nie mogłam więc nie  zapytać  o to, czy inne ptaki nie podjadają podopiecznemu „Gazety Polskiej Codziennie” posiłków.
- Tak, wrony wchodzą czasem i podkradają mu jedzenie nawet spod dzioba. Raz wleciała kaczka, ale to się dla niej źle skończyło – wspomina Michał Jabłoński.     
W naturze orłany przelatują dziesiątki kilometrów, dlatego zaaranżowana woliera, może wydawać się ciasnym miejscem dla niemal metrowego ptaka, którego waga dochodzi do 6 kg., a  samicy do 9 kg. Opiekun bielika olbrzymiego uspokaja, że aktualna woliera i tak jest większa od poprzedniej, a jej mieszkaniec nigdy nie zachorował. Raz tylko miał miejsce incydent z udziałem ptaka, który niefortunnie zawiesił się na ogrodzeniu i nie był w stanie uwolnić łap. Na szczęście ktoś z odwiedzających szybko poinformował o sytuacji i orłan otrzymał pomoc.    
Na zakończenie wizyty u bielika olbrzymiego, chciałam wiedzieć, czy ten duży, dumny ptak z wyrazistym, żółtym dziobem, ma wielu gości w ciągu dnia.
- Zwiedzający wolą ptaki kolorowe, bardziej widoczne  – ocenił opiekun orłana – Ludzi interesuje jak coś się dzieje. A bielik jest taki majestatyczny…        



Tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" z dn. 4.11.2017 (nr 1869) - "Dodatek Mazowiecki".

Choć mam mocno mieszane uczucia względem trzymania w Ogrodach Zoologicznych ptaków, zwłaszcza tych latających, nie potrafię oprzeć się podziwowi i szacunkowi wobec równie pięknej istoty. Gdyby nie ogród, nigdy nie miałabym szansy zobaczyć takiego ptaka. Cóż... On zapewne dobrze by sobie poradził bez spotkania ze mną ;-)