Misterne
woskowe figurki i aromatyczne miody o różnych smakach, ale także wielka
uważność względem przyrody. Tak można scharakteryzować Urszulę Kaliszewską z
Białobieli. Z wykształcenia mgr zarządzania, z powołania pszczelarz od kilku
pokoleń. „Potrzeba do tego rzemiosła dużej wytrwałości” – ocenia zdobywczyni
m.in. Lauru Marszałka Województwa Mazowieckiego w kategorii produkt tradycyjny
za Krupnik Kurpiowski.
- O pszczołach chyba wie Pani
wszystko…
- Pasiekę
pszczelą prowadzę wraz z mężem, Andrzejem od 25 lat. Początkowo chciałam mieć
tylko własny miód do herbaty. Hodowlą pszczół zajmował się w latach 70-ych mój
dziadek, później tata. Należymy do Kurpiowsko-Mazowieckiego Związku Pszczelarzy
w Ostrołęce. Mimo tego, chodzimy na kursy i warsztaty, cały czas poszerzamy
naszą wiedzę. Uczymy się, szukamy nowości. Zależy nam na zdrowiu pszczół i
zadowoleniu klienta. Rokrocznie bierzemy udział w Miodobraniu Kurpiowskim i
okolicznościowych kiermaszach. Ale mimo czynnej działalności gospodarczej, nie
mamy czasu na stanie po rynkach. Praca z pszczołami nie ogranicza się tylko do
lata, jak myśli wiele osób, choć latem jest jej dużo więcej. Gdyby przeliczyć
wszystkie nasze godziny pracy, okazałoby się, że pracujemy bez wyjątku 5-6
godzin dziennie. To taka praca całościowa, od listewki w ramce pszczelej do
miodu. A do naprawy, odkażenia mamy po każdym sezonie po 500 ramek wizerunek. Podsumowując:
latem żyjemy pracą z pszczołami, zimą szykujemy się do nowego sezonu.
- Czy przekazujecie Państwo ten ogrom
wiedzy i umiejętności innym?
- Chętnie
dzielę się tajnikami warsztatu, ponieważ ja też kiedyś otrzymałam od kogoś te
informacje. Własne spostrzeżenia to bardzo ważna rzecz. Jedno, można zrobić na
wiele sposobów. Odwiedzamy przedszkola, szkoły podstawowe i licea. Zachęcamy
dzieci do pszczelarstwa, bo przecież my sami nie będziemy wieczni. Na szczęście
zainteresowanie jest coraz większe. Jesteśmy też zapraszani na przedświąteczne
pokazy, prelekcje, warsztaty, na których opowiadamy o pszczołach, prezentujemy
wyrób świeczek i figurek.
- Właśnie, figurki. Urzekają detalami.
Kiedy wpadła Pani na ten pomysł?
- Kilka lat
temu, postanowiłam przeznaczać na te wyroby nadmiar wosku. Co roku kupuję nowe
formy silikonowe, które pozwalają uzyskać dokładne wzory. Plastikowe nie nadają
się do takich rzeczy. Oczywiście marzą mi się moje własne formy. Chciałabym
stworzyć coś samodzielnie. Wtedy byłyby to moje wzory i mój zamysł. Jednak na razie nie mam na taki projekt czasu.
- Jakim tworzywem twórczym jest wosk?
- Trudnym.
Jest kruchy, delikatny. W obróbce cieplnej jest bardzo płynny i gładki, a po
ostygnięciu matowieje.
- Zdradzi Pani jak się robi woskowe
świece i figurki?
- Trzeba
uzbierać min. kilogram wosku. W skrócie wygląda to tak, że podgrzewamy,
cedzimy, studzimy i formujemy w walce lub kołacze. Następnie kruszymy go i
przekładamy do mniejszego pojemnika. Ponownie podgrzewamy tym razem do temperatury
50 stopni, umieszczamy w formach wielokrotnego użytku i zabezpieczamy. Małe
figurki stygną do pół godziny.
- Co daje Pani największą radość?
- Jak rodziny pszczele przezimują w dobrej kondycji i
jest dużo miodu.
Wywiad ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" z dn. 28-29.10.2017r. - "Dodatek Mazowiecki".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz