Listopadowe, sobotnie popołudnie. Słońce szybko znika za drzewami. Las
wypełnia szarość. A jednak kilka metrów przed szlabanem, u wylotu drogi
pożarowej coś bieli się niepokojąco pośród mchu i igliwia. Papiery, czy torby
foliowe? Nie. To kupka martwych gołębi…
Wysłałam ostatni tekst i z ulgą
wyłączyłam komputer. Koniec pracy! Wyjrzałam za okno i skonstatowałam, że jest
jeszcze dość widno na spacer po lesie. Celowo wyjęłam z torby aparat
fotograficzny. Chciałam zwyczajnie odpocząć bez poczucia, że jestem w stanie
ciągłej gotowości, oczekiwania. Bo niby co może się wydarzyć podczas krótkiego
marszu dla rozprostowania kości?
Makabryczny widok sprawił, że zastygłam
- czegoś podobnego nie widziałam nigdy wcześniej. Sześć białych gołębi, w tym
jeden z czarnym deseniem na skrzydłach i jeden z brązowym, leżało na stosie w
niewielkim zagłębieniu terenu. Ptaki pozbawiono głów. Te rzucono obok
okaleczonych ciał. Krew ledwo zakrzepła. Prawdziwa rzeź niewiniątek… Wystukałam
w komórce numer do Straży Miejskiej. Opisałam zdarzenie, podałam adres
najbliższego budynku i po krótkim westchnieniu… usłyszałam, że mogę zgłosić to
na Policję, bo Straż Miejska nie prowadzi dochodzeń. O ile to możliwe,
skamieniałam jeszcze bardziej. Po pierwsze, dlaczego to ja mam dokonać
zgłoszenia? Czemu nie zrobi tego automatycznie Straż Miejska? A po drugie,
przypomniałam sobie perypetie moich przyjaciół – świadków różnych zdarzeń. Policja
wzywała ich kilkakrotnie w celu składania zeznań, zajmując czas i powodując
mimowolny stres. Czy mam siłę przechodzić przez podobne doświadczenia?
Ogarnęła mnie fala bezsilności. Przy
okazji uświadomiłam sobie też, jak niewiele wiem, na temat zachowania się wobec
podobnych zdarzeń i jak bardzo potrzebna jest szersza edukacja społeczeństwa.
Noc zapadała szybko, a wraz z nią narastała
moja niechęć do dzwonienia na Policję. Lecz konflikt sumienia powodował
dyskomfort, choć przecież nie ja zabiłam i nie ja w letni sposób zareagowałam
na zgłoszenie. A jednak, czułam się w jakiś sposób winna. Rano, w tym samym
miejscu, leżało już tylko kilka białych piórek. Chciałoby się powiedzieć:
zniknął dowód rzeczowy, nie ma dylematu.