Już są. Przyznam, że bardzo na to liczyłam, kiedy szłam wreszcie do lasu po dniach nawałnic. Wprawdzie upałów w tym roku póki co nie ma, jest za to przyjemne ciepło i wilgoć, czyli to, co grzyby lubią najbardziej. Jako pierwsze zawsze pojawiają się kurki: balsam dla podniebienia i źródło witamin C, D oraz potasu.
I drugie grzybobranie:
Zamiast kaszy gryczanej - ryż brązowy. Zamiast własnej natki... własne kiełki brokuła.
Też pyszne ;-)
Kurki najchętniej rosną w mchach pod brzozami, choć nie tylko. I całe szczęście, bo brzozom w naszych lasach w tym roku wypowiedziano prawdziwą wojnę. Może to tylko zmiana polityki nasadzeń, a może drewno brzozowe jest teraz w cenie?
Tak, czy inaczej wraz z urokliwymi brzozami znika i cała polana, a więc także środowisko życia dla grzybów. Chciałabym znaleźć w tym jakiś pozytyw, ale jest to niezwykle trudne. Brzozowe enklawy stanowią ponadczasowe piękno i są chętnie odwiedzane przez okolicznych mieszkańców...
Te dziwnie przechylone, mają jeszcze szansę przetrwania, ale proste już odznaczono pod piłę.
Długo potrwa, zanim urosną nowe...
Tymi kurkami to narobiłaś mi smaka :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak daleko mieszkasz. Mogę wysłać tylko słoiczek, albo sznur suszonych na zupę...
UsuńHej :-) Czy ładne, to nie wiem... ale z pewnością - smakowite :-)
OdpowiedzUsuńjejuniu, już chyba z 20 lat
OdpowiedzUsuńnie miałam kurek w ustach...