ORNITOLOGICZNE ZDZIWIENIA 2023r. Miejsce 3 - spotkanie z
WRÓBLEM DOMOWYM.
W czasach mojego dzieciństwa był jedną z najpopularniejszych istot latających w otoczeniu człowieka. Dobra, nie mówimy o muchach i duchach. Jako stara warszawianka mam oczywiście na myśli ptaki. Dziś wróbel, to gatunek zagrożony wyginięciem. Częściej od niego możemy spotkać mazurka - bardzo podobnego ptaszka, którego samiec zamiast szarej "czapeczki" ma całą brązową... W tym większe zaskoczenie wprawił mnie nalot stada (a może to byli po prostu mieszkańcy tego przybytku?) wróbli na teren ogródka MD vis a vis Zamku Królewskiego, gdzie wraz z podopiecznymi z mojej świetlicy, po obejrzeniu zabytków kultury, już mniej kulturalnie ulegliśmy słabościom żołądków w stylu fast food. Ptaki wyrywały z tacek frytki, siadały nam na ramionach i z naturalnym wdziękiem oraz wzruszającą śmiałością - pozowały do zdjęć.
ORNITOLOGICZNE ZDZIWIENIA 2023, Miejsce 2 - ATAK ŁABĘDZIA niemego.
O przygodzie z dreszczykiem, jeśli nie dreszczem!!! emocji, pisałam bodaj w sierpniu na FB, czyli wtedy, gdy na prawie pustej plaży wieliszewskiej kolokwialnie rzecz ujmując - przyczepił się do mnie - piękny, biały, doskonalne harmonijny (niczym anioł)... łabędź niemy. Na plaży znajdowało się ledwie kilka wypoczywających osób. Stworzenie było wyraźnie przyzwyczajone do dokarmania, czego dowód dało zaglądając do leżących na kocach i ręcznikach toreb. Ja byłam ostania w kolejce i ptak widocznie stracił cierpliwość. Skończyło się na przekroczeniu granicy intymnej (widać na foto),
skubnięciu mnie twardym dziobem i aneksji na wiele minut mojego stanowiska. Musiałam zostawić własny dobytek, odejść kilka kroków i czekać cierpliwie aż białe monstrum wróci nad Narew. Łabędź niemy jest bardzo silnym, ważącym kilkanaście kilogramów ptakiem. Zdarzały się przypadki, że połamały ludziom kończyny, dlatego lepiej nie dokarmiajmy ich i podziwiajmy z daleka.
ORNITOLOGICZNE zdziwienia 2023. Miejsce 1 - W 4 oczy z parą DZIKICH GĘSI.
To był ten pamiętny dzień, w którym jak obuch spadł na moją głowę cios informacyjny - straciłam etatową pracę. Wysiadłam z autobusu przy Jeziorze Wieliszewskim (obszar chronionego krajobrazu) czując, że muszę uporządkować myśli. Chcąc sobie osłodzić rozpacz, kupiłam lody, co mi się nieczęsto zdarza. Idąc mechanicznym krokiem wzdłuż akwenu, zobaczyłam z daleka jakieś duże ptaki. Dziwne wrażenie zwaliłam na wzrok krótkowidza i uznałam, że to kaczki.
A jednak intuicja kazała mi podejść bliżej. Za moment nie miałam już wątpliwości, że oto po raz pierwszy w życiu widzę gęsi w innej postaci niż klucz na niebie. Połknęłam resztkę lodów i klejącą się ręką sięgnęłam do torby po aparat. Szłam powolutku, ze sprzętem przy oku - cud, że się nie wywaliłam na tej łące. Gęsi wyglądały jak zakochana para. Gdy mnie dostrzegły odwróciły głowy. Widząc, że wciąż się zbliżam - zagęgały jakby pytająco. Ale wścibski człowiek wciąż podchodził. Zagęgały głośniej, z pretensją, lecz i to na intruzie nie zrobiło wrażenia. Dalej popłynął potok czegoś, co gdyby z gęsiego przetłumaczyć na ludzki, brzmiało by prawdopodobnie: "S........j ty typie dwunożny! Po kiego grzyba cię tu przyniosło?!". Po czym z gracją, nie przerywając tyrady pełnej oburzenia, uniosły się w powietrze, przeleciały nad zaroślami i wylądowały na wodzie. Przepraszam was gąski, ale z mojego punktu widzenia taka sesja warta była zakłócenia romantycznej atmosfery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz