Naszym
podstawowym obowiązkiem w stosunku do naszych młodszych braci jest
niekrzywdzenie ich, jednak poprzestanie na tym to nie wszystko. Mamy ważniejszą
misję – służyć im pomocą, kiedykolwiek będą jej potrzebować – uważał św.
Franciszek z Asyżu. Współczesność pokazuje, że mimo 20–lecia istnienia Ustawy o
Ochronie Zwierząt, nadal daleko nam do moralnego ideału.
„Brakuje ciepła sierści, gdzie lubiłem składać dotyk. Ktoś potruł wszystkie
koty. Wszystkie koty” – zaśpiewał Swiernalis na swojej płycie wydanej w 2016
roku. Jako osoba dokarmiająca bezdomne czworonogi i szukająca dla nich domów, od
lat szkoły podstawowej, dobrze pamiętam takie traumatyczne doświadczenia z
własnego dzieciństwa. Niestety. Mimo wzrostu wrażliwości na potrzeby zwierząt i
niespotykanej wcześniej popularności czworonogów pod naszymi dachami, wciąż nie
brak działań sadystycznych wymierzonych przeciw najsłabszym.
Anonimowi
dobroczyńcy
Od
lat karmi koty na warszawskim Bemowie. Prosi mnie, by nie podawać żadnych
danych, aby posługiwać się ogólnikami nie pozwalającymi na identyfikację. Boi
się nie tyle o siebie, co o zwierzęta. Dosyć już wycierpiały. Po co ktoś ma
zrobić im większą krzywdę? To nie pierwsza, empatyczna osoba, działająca na
rzecz dobra, która prosi o anonimowość. Znamienne, że ukrywają się ci, których
działania w przestrzeni miejskiej powinny być powodem do dumy. Jednostki
szkodliwe, zdeprawowane, nie żywią żadnych obaw. Nikt nie złapał ich za rękę,
więc czują się bezpiecznie w obszarze swojej dzielnicy, przynajmniej dopóki nie
zrobi się głośno wokół jakiegoś szokującego wydarzenia.
-
Kira bała wyjątkową, bardzo mądrą kotką – opowiada karmicielka z Bemowa – Przy
misce w piwnicy, układała upolowane gryzonie, jakby chciała się odwdzięczyć za
otrzymany posiłek. Ktoś, domyślam się nawet kto, złamał jej kark. Sparaliżowało
ją w ciągu doby. Lekarz stwierdził, że został przerwany rdzeń kręgowy i
zasugerował eutanazję. Miałam wątpliwości, czy dobrze zrobiliśmy zgadzając się
na ten krok, bo może rdzeń jednak nie był przerwany, może paraliż by ustąpił,
gdyby tylko zeszła opuchlizna? Ale operacja na kręgosłupie kosztuje 2 tys. zł.
Nie było mnie stać na taki wydatek. Ostatecznie mąż zrobił sekcję. Powiedział,
że rdzeń jednak był przerwany. Kilka miesięcy wcześniej, prawdopodobnie ta sama
osoba otruła kocura, którego dokarmiałam.
Wszystko nam już przeszkadza
Czy
to postęp techniczny wygenerował regres moralny, czy złożyły się na niego inne
czynniki? Często własną frustracją usprawiedliwiamy zło, zapominając, że zawsze
istnieje wybór. Moja rozmówczyni zauważa:
-
Koty nadal wzbudzają wiele kontrowersji. Zarzuca im się, że śmierdzą. Z tego
względu na naszym osiedlu pozamykano piwniczne okienka.
Bemowo,
podobnie jak większość warszawskich dzielnic, coraz gorzej radzi sobie z
problemem szczurów. Gryzonie dość łatwo dostają się do mieszkań poprzez sieć
kanalizacyjną. W godzinach nocnych, nawet mieszkańcy wyższych pięter w blokach,
spotykają szczury biegające po łazienkach. Problem, niegdyś marginalny, dziś
zaczyna się upowszechniać mimo rozkładanych trutek. Według informacji uzyskanej
od warszawskiej Straży Miejskiej w 2017 r. wpłynęło około 50. zgłoszeń z różnych
miejsc w stolicy, dotyczących pojawienia się szczurów.
Mieszkanka
Mokotowa, która również prosi, by nie podawać żadnych danych, wspomina:
-
Dwadzieścia lat karmiłam ptaki i koty w mojej dzielnicy. Nie wyobraża sobie
pani, ile razy zostałam sponiewierana z tego powodu, jakbym robiła nie wiadomo
jak złe rzeczy. Ostatecznie administratorka osiedla poprosiła mnie, abym
zaprzestała karmienia ptaków, bo lokatorzy się skarżą. Dwa ostatnie koty,
którymi się opiekowałam, zostały otrute w ubiegłym roku. Ale nie było dowodu, że
otruł je drugi człowiek. Z ludźmi zrobiło coś strasznego. Wszystko nam już
przeszkadza, dla niczego nie mamy szacunku. Ja naprawdę nie wiem, z czego to się
bierze.
Człowiek zszedł na psy?
Pani
Annie jeszcze dziś łamie się głos, gdy wspomina cierpienie, jakie stało się
udziałem jej suczki:
-
Trucizna była tak silna, że uratowaliśmy ją dosłownie w ostatniej chwili. Ale
nigdy już nie wróciła do dawnej formy. Od tamtej pory zaczęła poważnie chorować.
Odeszła od nas trzy miesiące temu, a mogła żyć jeszcze długie lata. Mam do
siebie żal, że spuszczałam ją ze smyczy. Wśród moich dalszych znajomych był inny
wypadek. Pies zjadł gwóźdź, prawdopodobnie w podrzuconej na osiedlu karmie.
Ledwo przeżył. Nie znoszę powiedzenia mówiącego, że „ktoś zszedł na psy”. Ludzie
od psów mogliby nauczyć się wielu pięknych cech: wierności, przyjaźni, oddania…
Katarzyna Dobrowolska z Referatu Prasowego Straży Miejskiej m.st. Warszawy: - W 2016 r.
Straż Miejska nie odnotowała zdarzeń dotyczących zwierząt domowych w związku z
podrzucaniem karmy z gwoździami, szkłem, itp. na terenie stolicy. W przypadku
otrzymania zgłoszenia dotyczącego znęcania się nad zwierzętami - znęcanie się
nad zwierzętami jest przestępstwem - strażnicy miejscy z Ekopatrolu (Referatu
ds. Ekologicznych) lub właściwego terytorialnie oddziału terenowego, po
potwierdzeniu zgłoszenia natychmiast przekazują taką informację policji.
Mimo
tego, dręczyciele zwierząt w praktyce są niemal bezkarni, a ta bezkarność tylko
zachęca ich do dalszej agresji. Autentyczne wyrzuty sumienia mają ci, którzy nie
upilnowali swoich czworonożnych podopiecznych… Tymczasem w maju, pojawiły się
prasowe informacje na temat podrzuconych na trawnikach trutek w takich
dzielnicach stolicy jak: Mokotów, Śródmieście, Żoliborz i Ursynów – nieopodal
Metra Stokłosy. Mieszkańcy ostrzegają na portalach społecznościowych: „Uważajcie
na swoje psy”.
PS.
Późne,
weekendowe popołudnie. Z okna autobusu dostrzegam przy wąskiej ruchliwej ulicy,
maleńkie kocię skulone pod murem cmentarza. Zmiana planów. Wysiadam na
najbliższym przystanku i biegnę w tamto miejsce. Wciąż siedzi, śmiertelnie
wystraszony. Stoję i dywaguję, jak go złapać, gdy mam tylko płócienną torbę. I
co dalej skoro w domu są inne koty, w tym kotka w ciąży? Powinien obejrzeć go
lekarz. Za mną sunie sznur samochodów. Nagle jeden z nich zatrzymuje się. Przez
okno mężczyzna pyta o co chodzi. Wyjaśniam. Wychodzi z bluzą w ręku, nie
patrząc, że z tyłu rośnie korek. Przykrywa kocię, chwyta i wrzuca do samochodu.
Zanim zamknie okno, podaję mu adres najbliższego weterynarza i zapisuję jego
numer telefonu. Nazajutrz dowiaduję się, że po licznych perypetiach, kotek
trafił pod opiekę Straży Miejskiej. Przepraszam za kłopot, dziękuję za dobre
serce. Mężczyzna odpowiada, że to przecież nic takiego - już nie raz pomógł
zwierzęciu i cieszy się, że to akurat będzie dobrze wspominać ludzi.
(Fotografie z lat: 2008 - 2016)
Tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" pod zmienionym tytułem; nr 1764 - 03. 07. 2017
Ojej, aż nie wierzę, że ktoś się taki znalazł na drodze i to z samochodem i pomógł, chwała mu za to :)
OdpowiedzUsuńNajsmutniejszy, Ewuniu w tym wszystkim jest fakt, że gdy spotyka nas DOBRO, nie umiemy w nie uwierzyć...
OdpowiedzUsuńZło bierzemy na klatę bez żadnych wątpliwości.