poniedziałek, 6 lutego 2017

Więdnący zwyczaj


Dziś będzie przekornie... bardziej romantycznie, niż ekologicznie. Przed Walentynkami - w sam raz.


Nie tylko na pogrzebach gwiazd, rodziny zmarłych coraz częściej proszą uczestników uroczystości o nie kupowanie kwiatów. W zamian, podają numer konta fundacji, hospicjum, albo schroniska dla bezdomnych zwierząt. Piękne, wyparte przez praktyczne – ulotne zastąpione trwałym...          

Ze  świadectw historycznych, dowiadujemy się, że już Napoleon Bonaparte obdarowywał swoją żonę Josephine de Beauharnais bukiecikami fiołków. Sam zwyczaj wręczania kwiatów, upowszechnił się w epoce wiktoriańskiej, jako najbardziej akceptowalny sposób wyrażania uczuć. Ponieważ kwiaty były nośnikiem konkretnych treści, przywiązywano dużą wagę do ich koloru, wielkości oraz kompozycji wiązanki. W rytuale wręczania kwiatów damie, nie było miejsca na najmniejszy przypadek. Nawet sposób wręczenia miał określone znaczenie, zatem niezbędne stało się wydanie pierwszych podręczników opisujących sztukę tworzenia bukietów.       

                                   Sushi zamiast kwiatów
W kulturze polskiej jeszcze do niedawna kwiaty zajmowały szczególną rolę. Nie dość, że były wszechobecne w poezji i sztuce, to jeszcze umilały naszą codzienność, podkreślały wyjątkowość okazji. Także w trudnych okresach dziejowych, nie mogło ich zabraknąć na ślubach, pogrzebach, imieninach, czy zwykłych randkach. Względy piękna i etykiety nie pozwalały zamienić ulotnego, naturalnego uroku ciętych kwiatów, na prezenty pragmatyczne, czy tym bardziej inne formy, np. datki na cele dobroczynne. I choć bez wątpienia, czymś pozytywnym społecznie jest moda na wspomaganie schronisk, hospicjów, rehabilitacji niepełnosprawnych dzieci, to jednak żal, że w każdą dziedzinę współczesnego życia, wkradają się nieuchronne zmiany. Motywem niektórych z nich jest zwykła kalkulacja – uważamy, że bardziej opłaca się przynieść nowożeńcom kupon totolotka, a dziewczynę zaprosić na sushi, niż zainwestować w nietrwały bukiet. Zyskamy też we własnych oczach, pomagając innym. Jednakże pomoc jednym, wyklucza w tym przypadku wsparcie drugich. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, by uzmysłowić sobie, ile kwiaciarń znikło w ostatnich latach z pejzażu naszych osiedli, dzielnic i miast. Zmienia się też podejście Polaków do niektórych świąt, nierozerwalnie związanych z kwiatowymi prezentami. Dzień Kobiet, niesprawiedliwie obśmiewany i traktowany jako relikt minionej epoki, rzadko już motywuje panów do zakupu kwiatów. Coraz częściej, kreuje się też modę na nie obchodzenie imienin.
                                  
Znikające kwiaciarnie
Kwiaciarnia u zbiegu ulic Kruczej i Al. Jerozolimskich, była we wszystkich swych odsłonach, ikoną warszawskiego Śródmieścia. Wysmakowane dekoracje na wystawach przyciągały wzrok. Same z siebie stanowiły ozdobę tego fragmentu stolicy. Od czasów dzieciństwa bardzo chętnie kupowałam tam kwiaty cięte, doniczkowe i drobne upominki. Poczułam osobisty żal, gdy na jej miejscu pojawiła się parę lat temu kolejna apteka. Niedawno znikła mała kwiaciarnia z mojego osiedla, jedyna w tej okolicy. W niewielkim pawilonie zasłonięto okna i wstawiono automaty do gier…
Pani Anna, z zawodu florystka, prowadziła kwiaciarnię blisko dwie dekady. Dziś na miejscu salonu kwiatowego, znajduje się pizzeria.
- Teraz oddycham z ulgą – stwierdza poważnie – Gdy patrzę na moich znajomych z branży, mogę im tylko współczuć. Z roku na rok ciężej walczą o utrzymanie się na rynku. Poszerzałam zakres działalności, ale i tak było coraz gorzej. Na przykład w grudniu sprzedawałam ozdoby choinkowe i upominki, ale później takie rzeczy pojawiły się w supermarketach. Tandetne, lecz tańsze, więc mój asortyment nie miał dużych szans na sprzedaż. Pewne dni dużego zbytu takie jak Dzień Babci, Dzień Matki, czy Dzień Nauczyciela, również przynosiły coraz mniejszy zysk. Dzieciak z kieszonkowego kupi jeden kwiatek, dorosły wiązankę w dużym sklepie znanej sieci. Dziesięć sztuk małych róż, za 10 złotych. Cena skusi każdego, choć towar często nieświeży. Po co więc iść do kwiaciarni, skoro można kupić bukiet razem z mrożonką na obiad i zgrzewką piwa?   


                                               Ponadczasowe róże i tulipany
Warszawska kwiaciarnia pani Agnieszki jest miejscem wyjątkowym, całkiem innym od typowych salonów kwiatowych. Usytuowana w zacisznej uliczce starego Śródmieścia, ma bajkową atmosferę. Fantastyczny wystój wnętrza, prawie jak teatralna scenografia, wzbudza zgodny zachwyt wszystkich klientów. Wyjątkowe są też bukiety, które komponuje pani Agnieszka, z naturalnymi dodatkami w postaci szyszek, czy owoców róży. Artystyczna oprawa sklepu oraz dodatkowe atrakcje takie jak upominki, bibeloty i oryginalna biżuteria hand – made, nie chronią salonu kwiatowego przed kłopotami finansowymi.
- Można odnieść wrażenie, że ludzie już niczego nie obchodzą: żadnych świąt, imienin, dni. Wolą wydać 50 zł na pizzę, niż na bukiet dla ukochanej osoby. Zmienia się też popularność imion. W zapomnienie odchodzą imiona typu: Jadwiga, Teresa, Bożena, bo starzeją się i odchodzą osoby, które je noszą. Aktualne są imiona dzisiejszych czterdziestolatków, gdyż ludzie ci są czynni zawodowo. Popularność zyskują: Oliwia, Patrycja, Kamila, Nina – wylicza pani Agnieszka – Mały bukiet kosztuje 20 – 30 zł, natomiast duży, to koszt rzędu 50 – 60 zł. Dokładnie tyle samo, płaciło się kiedyś za mały.
            Zmieniły się też niektóre upodobania kwiatowe. Nie ma już popytu na kwiaty egzotyczne w cenie 40 - 50 zł za sztukę, takie jak: strelicje, protee, banksje, czy anturium. Nowym trendom i obyczajom, oparły się róże oraz tulipany.         
    
                                               Czekoladki na Dzień Nauczyciela
            Pani Jadwiga, emerytowana nauczycielka, z nostalgią wspomina lata swojej aktywności zawodowej.
- Bywało, że w Dniu Nauczyciela przyjeżdżał po mnie syn, by pomóc mi zabrać wszystkie kwiaty. Rano i po powrocie do domu, witał mnie zapach. Czułam się, jak w rajskim ogrodzie. Pamiętam, raz dostałam rajstopy od uczennicy, której tata pracował za granicą. To były zupełnie inne czasy. Teraz moje młodsze koleżanki, otrzymują głównie bombonierki. Czasem uczniowie składają się na jeden prezent w imieniu całej klasy. W ten sposób, znajoma dostała nowy laptop. No, owszem, bardzo pożyteczny prezent! Ale widzi pani, kwiaty są takie piękne. Ile utworów poświęcono im w epoce baroku? A czy ktoś napisze wiersz o laptopie?...     


Tekst ukazał się w "GPC", nr 1599 z 15.12. 2016. 

6 komentarzy:

  1. Moje dzieci wiedzą, że jeśli chodzi o kwiaty najbardziej lubię doniczkowe :) . Kwiatów NIC nie zastąpi . Niestety większość ludzi ma coraz mniej pieniędzy i w wielu przypadkach romantyczny akcent zastępowany jest akcentem praktycznym :/ . Kwiaty wymagają czułej ręki i opieki - także te cięte . Co ma zrobić nieszczęsny romantyk, kiedy jego dziewczyna woli zjeść pizzę ?? :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też najbardziej lubię doniczkowe, bo to taka namiastka ogródka ;-) Ale całe lata miałyśmy pełne wazony, z racji działki. Zawsze coś się ułamało na klombie, czy położyło na ścieżkę i z takich ofiar Mama tworzyła przepiękne wiązanki. Nie miała za sobą żadnych kursów, o co ludzie często Ją posądzali, bo tworzyła niezwykłe kompozycje. Była talentem samorodnym... Bardzo mi dziś brakuje i ogrodu/działki i tych bukietów... Zostali tylko lokatorzy doniczkowi.

    No, jedni biednieją, inni się bogacą. Ale niestety, jak pisałam ostatnio w innym reportażu: język ekonomii zdominował nam życie - wszystko ma się opłacać, przynosić korzyść.
    Romantyk istotnie ma dziś przechlapane ;-(

    OdpowiedzUsuń
  3. był czas, gdy co tydzień przynosiłam z kwiaciarni
    jedną różę - żyła sobie z nami kilka dni, potem ją
    suszyłam - w pewnym momencie zrobiło mi się już zbyt
    herbaciano (bo takie zapraszałam do wazonu) - i tylko
    doniczkowe gościłam roślinności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, suszone róże i inne kwiaty to temat na odrębnego posta! Cała nasza bardzo skromna kuchnia, ozdobiona Włocławkiem i cepeliowską ceramiką ustrojona była też bukietami i wiązankami z martwych kwiatów, ale za to jak pięknie zastygłych...
      Niefunkcjonalnemu pomieszczeniu ze starymi szafkami, dałyśmy chociaż trochę ciepła i artystycznego polotu ;-)

      Usuń
  4. Co do ekonomii charytatywnej, to każdy kij ma dwa końce. Nie kupujcie kwiatów, dajcie na hospicjum. Jak nie będzie importu kwiatów (cło) , gospodarstw ogrodniczych (podatek) , Kwiaciarni i choćby sprzedażny w marketach (vat, cit), nie będzie też
    kasy w budżecie na hospicja i schroniska gminne.
    Nie wyobrażam sobie życia bez kwiatów, ale przyznam szczerze, że jeśli w Biedronce doniczka azalii kosztuje 9.90, a w kwiaciarni taka sama 25, chyba nie muszę mówić gdzie kupię. Ekonomia domowa zwycięży.

    OdpowiedzUsuń
  5. No, właśnie tak to niestety wygląda...

    OdpowiedzUsuń