piątek, 15 lutego 2019

Miały zostać zabite


Co myślę o fundacjach prozwierzęcych i tzw." adopcjach", już wiecie. Kilka lat temu, mimo szczerych chęci i prób zrozumienia zjawiska - fanatyczni pracownicy tych hojnie dotowanych przez zarządy miast instytucji, nie dali mi się polubić. Pewnie nie płaczą z tego powodu (ja też), ale niestety, nie udało im się również przekonać mnie, że faktycznie działają dla dobra zwierząt. A zwłaszcza, że zależy im na tym, by doświadczony, spragniony zwierzaka człowiek dał serce i dom, czworonogowi po przejściach.
Pisałam o tym. m.in. TUTAJ:

https://simran4.blogspot.com/2016/05/o-co-tu-tak-naprawde-chodzi-o-tym-jak.html#comment-form

Co gorsza, niektórzy tzw. "miłośnicy", sami fundują psu/kotu dodatkowe cierpienia, postawą daleką od empatii i szacunku do zwierząt.
Cóż, kilka lat minęło, ale nic się nie zmieniło...
Pod koniec grudnia, jeden z moich znajomych, znalazł w internecie tę oto śliczną, sunię:



Choć spojrzenie ma tak wymowne i dojrzałe, to zaledwie roczna małolata ;-)
Czy zginęła, czy jakiś bezdusznik ją wyrzucił - nie wiadomo. Została znaleziona i szybko zaadoptowana. Znajomi, doświadczeni psiarze, ocenili jednak, że młoda, albo niedawno miała dzieciaki, albo dopiero będzie matką. Badanie USG, wykazało, że faktycznie, ciąża jest, sztuk 4, stan dość zaawansowany. Zadzwonili do poprzednich, tymczasowych opiekunów suni z tą informacją.
Pracowniczka fundacji wykrzyknęła oburzona, że przecież trzeba zrobić zabieg! Nie szkodzi, że ciąża nie jest najmłodsza.
- Można to zrobić dzień przed porodem - stwierdziła KOBIETA.
Znajomy, zbulwersowany (do tej pory na szczęście nie miał do czynienia z podobnymi instytucjami, więc nie wiedział jakie reprezentują morale), oznajmił, że przecież suka nie wybaczy im tego czynu do końca życia. Do KOBIETY nie trafiały argumenty, że pieski będą miały nowe domy, a dla tych którym się nie poszczęści, też znajdzie się u nich miejsce.
- Przez pana pieski, inne z fundacji nie znajdą domów.
Znajomy wykazał sytuacyjną cierpliwość. Ja, jako kobieta zapytałabym tę osobę, czy zdobyłaby się na aborcję tydzień przed porodem, czy podobne działania zaleciłaby córce/siostrze, etc. Gdyby taki morderczy pogląd przedstawił mężczyzna, byłabym w stanie to jakoś zrozumieć.



Hipokryzja tej pani ma wiele twarzy...
Reasumując:
1.Gdyby fundacje faktycznie chciały mieć pod swoją opieką mniej zwierząt, uelastyczniłyby te fanatyczne reguły. Pozwoliłyby nowemu właścicielowi zdecydować samodzielnie, czy sterylizuje/kastruje własnego podopiecznego. Z wieloletniego doświadczenia powiem, że większość ludzi nawet bez totalitarnych nakazów woli pozbawić swoje czworonogi zdolności rozrodczych i nie martwić się w przyszłości szukaniem nowych domów dla ich potomstwa.
2. Bulwersujący jest też przymus brania zwierząt z fundacji i zakaz posiadania urodzonych we własnym domu. Obawiam się, że nawet Orwell by na to nie wpadł...
3. Fundacje pseudo - prozwierzęce nie miałyby racji bytu, gdyby władze miast przekazywały pieniądze na utrzymanie bezdomych czworonogów, (na karmę i opieką weterynaryjną), bezpośrednio - pełnosprawnym seniorom, czy ludziom samotnym, którzy chcieliby zaopiekować się bezpańskim psem lub kotem. Wielu emerytów marzy o posiadaniu zwierzaka, ale zwyczajnie ich na to nie stać. Niestety, wciąż jeszcze to nie jednostki, ale sprytne instytucje korzystają z naszych podatków.  

Młoda sunia miała to szczęście, że trafiła na dobrych Ludzi, szanujących uczucia i potrzeby zwierząt; dających im prawo do życia. Ludzi, którzy Ziemi nie traktują jak prywatny folwark.
Ostatecznie, w połowie stycznia, urodziła 3. dorodnych chłopaków i 3 urocze dziewuchy ;-) 








A przecież w imię czyjegoś kaprysu, miały zostać zlikwidowane, jak chwast na grządce, czy kornik w naszym ulubionym meblu... I nie sadysta zabiłby szczenięta, ale ktoś, kto podszywa się pod miłośnika zwierząt. To właśnie w tej historii jest NAJGORSZE.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz