Wyjątkowo dużo działo się u mnie w czerwcu… Jednym z
ciekawszych przeżyć, które na dłużej zapadło mi w pamięć, był udział w Pikniku
z Kulturą Japońską – Matsuri. Wszechstronna impreza odbyła się na warszawskim
Torwarze. W kontekście kulturoznawczym i rozrywkowym, pisałam o Pikniku zwłaszcza
TUTAJ: simran2pl.blogspot.com
simran2pl.blogspot.com/2016/06/matsuri-piknik-z-kultura-japonska-czesc_19.html
simran2pl.blogspot.com/2016/06/matsuri-piknik-z-kultura-japonska-czesc_19.html
Ale niniejszy wątek zamieszczam na tym blogu, bowiem właściwości
zielonej herbaty mają nieocenioną wartość dla zdrowia. Nic dziwnego – jest
bogata m.in.: w witaminy B, C i E.W zależności od czasu zaparzania i rodzaju
liści, uzyskujemy napój o zupełnie różnych właściwościach. Napar z pierwszego
parzenia, ponieważ zawiera dużo teiny, działa pobudzająco. Wystarczy, że wypiję
2 – 3 kubki i mogę pracować do świtu! ;-) Ten z drugiego parzenia, dla odmiany
uspokaja.
Zielona herbata poprawia krążenie krwi i obniża ciśnienie,
korzystnie wpływając na pracę serca. Zawarte w niej flawonoidy wzmacniają
naczynia krwionośne i przeciwdziałają zakrzepom krwi. Garbniki zapobiegają
nowotworom. Posiada też właściwości hamujące rozwój bakterii w układzie
pokarmowym, przyspiesza metabolizm, działa również moczopędnie.
Zanim Europa odkryła ten wartościowy dar Natury, zielona
herbata była używana jako tradycyjne lekarstwo w Chinach, Japonii, Indiach i
Tajlandii.
A teraz chwila z historią: Zielona herbata do Japonii
dotarła w okresie panowania dynastii Tang (618 – 907). Ale musiało upłynąć
jeszcze kilka wieków, zanim rytuał przygotowania i picia herbaty, osiągnął formę
jaką ujrzałam podczas Matsuri. W latach 1185 – 1333, japońscy mnisi podróżowali
do Chin. Wśród nich był mnich Eisai, który po powrocie do Japonii w 1191r.
wprowadził ceremoniał przygotowywania herbaty w proszku i picia jej w trakcie
medytacji zen…
Przeszło 10 lat temu rozsmakowałam się przypadkowo w
zielonej herbacie. Jeśli pijam czarną, to tylko dla odmiany od spożywczej codzienności…
w: gościach, Mc Donalds, (gdy czekam na autobus do domu), lub u Babci, choć i
Ona zakupiła dla mnie zieloną, bo pamięta, że lubię ;-)
Dla tych, którzy podobnie jak ja są fanami tej wersji popularnego
napoju muszę dodać, że ta parzona na japońską modłę ma całkiem inną specyfikę! Do niedawna nauczona u
źródeł, parzyłam herbatę m.in.: po afgańsku – z kardamonem, lub rzadziej z szafranem.
Te ostatnie są dobierane zgodnie z porą roku, dodatkowo mają być proste i eleganckie. Ot, kwintesencja myśli Kraju Kwitnącej Wiśni! W pomieszczeniu nie ma zbędnych przedmiotów, aby nic nie rozpraszało uwagi. Nie szpanujemy nowym antykiem, czy jeszcze bardziej nowoczesną „plazmą”; nie po to jest to spotkanie. Goście siadają na tatami. Obowiązkowo mają białe skarpetki. Gdy wchodzi gospodarz, gość honorowy składa mu podziękowania. Następnie rozpoczyna się rozmowa, ściśle podporządkowana ramom ceremonii. Żadne tam plotki o życiu prywatnym Dody, czy naszych polityków! Poruszanie takich nieeleganckich i niezwiązanych z sytuacją wątków, byłoby okazaniem skrajnego nietaktu. Uczestnicy są częstowani lekkim posiłkiem; może też być podana sake (którą wreszcie spróbowałam w tym roku).
Gospodarz od zagotowania wody i przetarcia miseczek,
rozpoczyna przygotowanie herbaty. Wsypuje ją bambusową łyżeczką…
I wiecie co? Napój jaki otrzymałam, w żaden sposób nie
przypomina tego, co piłam wcześniej. Jest bardziej gęsty, pokryty pianką i
autentycznie orzeźwiający. Ma wyrazisty, charakterystyczny smak, niemożliwy do
pomylenia. Kto próbował słodycze na bazie zielonej herbaty, nie zapomni go
nigdy!